Narodowy Instytut Onkologii to nie tylko leczenie

Narodowy Instytut Onkologii to nie tylko leczenie

Prof. Michał Mikula, zastępca dyrektora ds. naukowych w Narodowym Instytucie Onkologii – Państwowym Instytucie Badawczym
Prof. Michał Mikula, zastępca dyrektora ds. naukowych w Narodowym Instytucie Onkologii – Państwowym Instytucie Badawczym Źródło: Materiały prasowe / NIO-PIB
Nasze badania są naprawdę dobrej jakości, bo wiemy, jak to się robi. Dowodem na to jest to, że wyniki naszych badań są wysyłane w dokumentacji leku do największych agencji lekowych – mówi prof. Michał Mikula, zastępca dyrektora ds. naukowych w Narodowym Instytucie Onkologii – Państwowym Instytucie Badawczym.

Jakie badania są prowadzone w NIO-PIB?

W Narodowym Instytucie Onkologii – Państwowym Instytucie Badawczym prowadzimy badania kliniczne i badania podstawowe. Badania kliniczne są prowadzone w klinikach narządowych z udziałem pacjentów, atakże w oddziale badań wczesnych faz. Są to zarówno badania komercyjne, jak i niekomercyjne, które mają na celu ocenę bezpieczeństwa i skuteczności nowych terapii. Badania podstawowe, druga gałąź badań prowadzonych w Instytucie, skupiają się na etiopatogenezie nowotworów, czyli zrozumieniu mechanizmów ich powstawania, ale też na poszukiwaniu sposobów ich leczenia. W tym drugim przypadku nie pracujemy z pacjentem, ale najczęściej z różnymi modelami nowotworowymi, to linie komórkowe, zaawansowane modele, na przykład zwierzęta, które zapadają na nowotwory. Poszukujemy również biomarkerów, które mogą służyć do detekcji, diagnozowania i monitorowania leczenia nowotworów. Istotnym obszarem zaangażowania Instytutu na rzecz społeczeństwa jest też edukacja, profilaktyka i badania przesiewowe do wczesnego wykrywania nowotworów.

Jakiś konkretny przykład takich badań? Czy one przekładają się potem na konkrety na leczenie, na sytuację pacjentów?

Mniej więcej dekadę temu, kiedy była wdrażana wówczas nowa technologia – sekwencjonowanie nowej generacji – w moim zespole był realizowany projekt, który miał ocenić, czy wprowadzenie tej metody w obszarze sekwencjonowania genów BRCA1 i 2 wskaże jakieś nowe mutacje patogenne w tych genach. Na przykład takie mutacje, które mają tak zwany efekt założycielski – czyli występują często w danej populacji. Badanie wykazało, że w populacji polskich pacjentek, które już wcześniej były przetestowane na obecność mutacji założycielskich standardowymi technikami, za pomocą tej nowej technologii jesteśmy w stanie zidentyfikować kolejne 10 proc. pacjentek, które mają mutacje, i w związku z tym mogą one i ich rodziny odnieść korzyść z identyfikacji tych mutacji. Po pierwsze, mogą być objęte nadzorem onkologicznym, a po drugie, te pacjentki, a w przyszłości członkowie rodzin, którzy ewentualnie zapadną na nowotwór, na przykład jajnika, będą mogli być skierowani do programu leczenia z użyciem inhibitorów PARP. To jeden z przykładów namacalnego efektu tego rodzaju badań.

W populacji polskiej jest chyba koło 5 proc. kobiet z mutacjami tych genów. Czyli Pański zespół znalazł więcej takich osób?

Tak. Kobiety zapadają częściej na nowotwory jajnika i piersi z powodu nosicielstwa mutacji patogennych w genach BRCA1/2. Z kolei wśród mężczyzn, którzy też są nosicielami mutacji tych genów, występuje wyższa zapadalność na raka prostaty.

Czyli mężczyźni powinni częściej sobie oznaczać PSA?

Generalnie mężczyźni po przekroczeniu pewnej granicy wieku powinni oznaczać PSA czy robić badanie palpacyjne per rectum w kierunku powiększenia gruczołu sterczowego. U mężczyzn, którzy są nosicielami mutacji BRCA 1/2 ryzyko nowotworu prostaty jest pięciokrotnie wyższe niż ogólnie w populacji, więc to jest ryzyko, którego nie wolno zaniedbywać.

Proszę o podanie przykładów badań podstawowych, które mogą się przekładać na praktykę, na korzyści dla pacjenta.

W przypadku badań podstawowych odroczenie wdrożenia danego wyniku do praktyki jest czymś, co jest właściwie wpisane w samo sedno tego rodzaju badania. Od momentu odkrycia do ewentualnego wdrożenia mijają lata, często dekady. To zresztą jest założeniem badań podstawowych. Właściwie z definicji wykonujemy je dlatego, że kieruje nami ciekawość, a niekoniecznie jakieś praktyczne zastosowanie. Bo tak naprawdę nie wiemy, co będzie na końcu.

Podałem przykład badań nad genami BRCA1/2, gdzie wiedzieliśmy a priori, chociażby na podstawie wyników z innych populacji, że stosując nowa metodę, znajdziemy coś ciekawego, czyli te nowe mutacje, wcześniej nieodkryte czy nienazwane mutacjami założycielskimi w naszej populacji. Natomiast badania podstawowe, takie, o których teraz mówię, z założenia nie mają i nie mogą mieć praktycznego przełożenia. To nawet jest warunek startu w konkursie grantowym Narodowego Centrum Nauki: deklaracja, że te badania nie mają charakteru wdrożeniowego.

Prowadził Pan z zespołem badaniach dotyczące mechanizmów metabolicznych, które towarzyszą nowotworowi okrężnicy. To przykład badań podstawowych?

Tu pewnie Pani się odnosi do badań naszego zespołu nad mikrobiomem jelitowym i metabolomem jelitowym. Mówimy tutaj o metabolizmie, który prowadzą bakterie zasiedlające jelito grube. To ciekawe zagadnienie. Mikrobiom mamy wszyscy, jest immanentną częścią naszej egzystencji. Bakterie zasiedlają wszelkie zakamarki naszego ciała, natomiast te zasiedlające układ pokarmowy są szczególnie dla nas ważne, gdyż biorą bezpośredni udział chociażby w rozkładzie pokarmu ze złożonego do bardziej przyswajalnych elementów. Bakterie zasiedlające jelita produkują również pokarm, głównie krótkołańcuchowe kwasy tłuszczowe, dla komórek, które wyścielają nasze jelita. Komórki tworzące nabłonek jelita nie są połączone z naszym układem krwionośnym, w związku z tym wszelkie czynniki odżywcze pobierają z jelita. Bakterie pośrednio żywią więc te komórki. Natomiast w kontekście chorób nowotworowych pojawia się pytanie, czy bakterie, które odżywiają komórki, jednocześnie mogą wpływać negatywnie na stan tych komórek i indukować chorobę. Były prowadzone takie badania, które wskazują, że istnieje powiązanie między obecnością pewnych gatunków bakterii a występowaniem np. chorób zapalnych jelit bądź nowotworu jelita grubego. Trudno jednak ocenić związki przyczynowo-skutkowe. Czy te bakterie rzeczywiście wywołały zapalenie jelit lub chorobę nowotworową przez to, że było ich za dużo i był ich przerost? Czy raczej są skutkiem zmian mikrobiomu, jako następstwo pojawienia się choroby? Tego nie wiemy. Dyskusja w tym obszarze ciągle trwa, mój zespół włączył się swego czasu w ten nurt badań, natomiast wyniki nie są jednoznaczne.

Badanie jeszcze się nie zakończyło?

Część tych badań się zakończyła, natomiast nie zagłębialiśmy się w tych badaniach w pokazaniu mechanizmu. Tak naprawdę trzeba byłoby udowodnić coś innego. Że bakteria, która – jak wykazaliśmy – występuje nadmiarowo w różnego rodzaju nowotworach, w tym raku jelita grubego, jest rzeczywiście czynnikiem sprawczym, który wywołuje nowotwór. To coś, co trudno jest udowodnić w modelu badawczym, chociaż mogę sobie wyobrazić taki eksperyment. Nie było to jednak celem projektu, który zrealizowaliśmy – to pytanie na przyszłość.

NIO dołączył niedawno do europejskiego konsorcjum ośrodków naukowych EurOPDX, specjalizujących się w onkologii przedklinicznej i translacyjnej. Taka współpraca pomaga w badaniach?

Instytut uczestniczy w różnych specjalistycznych sieciach, w tym naukowych. Ta sieć jest typowo naukowa, zajmuje się badaniami translacyjnymi w onkologii, ale przede wszystkim rozwija nowe modele na rzecz onkologii. Te nowe modele są tworzone w oparciu o materiał pobrany od pacjenta. Najczęściej tkanka pobrana od pacjenta, biopsja, trafia do myszy z immunodefektem. Mysz z immunodefektem to mysz laboratoryjna, pozbawiona częściowo lub w całości układu immunologicznego. U takich myszy pobrana tkanka od pacjenta wzrasta w miejscu przeczepienia, np. pod skórą, jako nowotwór i może być przeszczepiana na kolejne myszy. Stworzenie takiego modelu jest swego rodzaju sukcesem, bo nie każda ludzka tkanka będzie wzrastać w organizmie myszy. Kiedy już uzyskamy taki model, może on być użyty do badań przedklinicznych.

W badaniu przedklinicznym najczęściej testujemy lek we wczesnej fazie rozwoju. W Narodowym Instytucie Onkologii rozwijamy te modele w oparciu o tkanki pacjenta, charakteryzujemy je na poziomie genetycznym i molekularnym. Chodzi nam o to, żeby te modele służyły do badań własnych, ale także by stały się zapleczem dla polskich naukowców i firm farmaceutycznych. Narodowy Instytut Onkologii jest w pełni przygotowany do tego, żeby prowadzić takie badania w ramach współpracy akademickiej bądź czysto komercyjnej.

Jaka jest rola badań przedklinicznych?

Badania przedkliniczne są ważnym ogniwem procesu tworzenia leku, który jest długotrwały, wieloetapowy. Więcej, te badania są właściwie elementem decydującym o losie takiego procesu, bo każdy związek – nie tylko w onkologii, ale także tworzony dla leczenia innych chorób – musi taki etap przejść. Musi być zbadany na adekwatnym modelu po to, by dostał zgodę odpowiedniej agencji regulacyjnej na użycie u ludzi.

Dlatego ważne, aby do tego był użyty właściwy model, taki, który np. pasuje do zasady działania danego leku; a wynik – czyli np. poprawa, skuteczność, efektywność, wykazane w modelu przedklinicznym – jest jednym z najważniejszych kryteriów wydania zgody do badania u ludzi.

W NIO prowadzicie dużo takich badań?

Przeprowadziliśmy kilka takich badań z partnerami akademickimi czy z firmami biotechnologicznymi. Nasze badania były naprawdę dobrej jakości. Dowodem na to jest na przykład fakt, że w jednym przypadku były częścią składową dokumentacji wysłanej do amerykańskiej Agencji ds. Żywności i Leków (FDA) i ten związek jest obecnie testowany w drugiej fazie badań klinicznych u ludzi.

Wiemy, jak to robić i mam nadzieję, że będziemy mogli prowadzić więcej projektów współpracy akademickiej i komercyjnej w tym zakresie.

Możecie również zarabiać pieniądze w ten sposób?

Tak, po wykonaniu badania, eksperymentu na konto Instytutu wpływają pieniądze. Generalnie jest to też oczekiwane; jest to również jednym z elementów ewaluacji jednostek naukowych w Polsce. Pod uwagę bierze się efektywność pracy naukowej, która jest mierzona nie tylko publikacjami. Jesteśmy także oceniani za patenty, wdrożenia, działalność komercyjną, w tym wypadku świadczenie usług w ramach know-how, które mamy.

W NIO są również prowadzone niekomercyjne badania kliniczne późniejszych faz. Dużo ich jest?

Jest ich coraz więcej, bo pięć lat temu powstała Agencja Badań Medycznych, instytucja, która takie badania finansuje. NIO uczestniczy w tego typu badaniach niekomercyjnych finansowanych przez ABM bądź w ramach współpracy akademickiej. Liczymy, że NIO będzie placówką wspieraną w tym zakresie.

Takie badania projektuje i przeprowadza lekarz naukowiec, a nie firma. Bo firma nie zawsze jest tym zainteresowana. Natomiast lekarz naukowiec ma możliwość porównania skuteczności leku tej firmy z drugim lekiem np. generycznym. To są badania, które testują np. schematy leczenia, oceniane według wskaźników, punktów końcowych, takich jak odpowiednia długość przeżycia czy skutki uboczne. Na tej podstawie można rekomendować np. zmianę standardu leczenia, bo ostatecznie taka terapia może na końcu być uznana za lepszą – z różnych powodów – i to będzie wykazane klinicznie w badaniu niekomercyjnym.

Badania niekomercyjne tworzą kolejną, nową ścieżkę nie tylko dla badań naukowych, ale też dostępności do terapii dla pacjentów. Są często jedną z możliwości dotarcia do tych nowych terapii. Dostępność takich terapii jest bowiem ograniczona; koszt stworzenia nowego leku jest ogromny i dlatego nikogo nie dziwi, że te nowe terapie celowane czy immunoterapie są bardzo drogie.

A komercyjne badania kliniczne? Instytut na tym zarabia?

Badań komercyjnych w Instytucie prowadzi się około 500. Można spojrzeć na nie przez pryzmat dodatkowych dochodów dla Instytutu, ale też chcę podkreślić, że 10 proc. z tych dochodów Instytut przeznacza na badania naukowe. Natomiast korzyść dla pacjentów jest oczywista: mają dostęp do nowoczesnych terapii, którego by nie mieliby, gdyby nie dostępność oferty badań klinicznych.

Panie profesorze, spotykamy się w okresie przyznawania Nagród Nobla, niedawno przyznano tę nagrodę z dziedziny medycyny. Czy polscy naukowcy będą mieli kiedyś szansę na Nagrodę Nobla?

Polscy naukowcy są w gronie laureatów Nagrody Nobla, chociażby Maria Skłodowska-Curie, patronka naszego Instytutu, laureatka dwóch nagród. Natomiast patrząc na teraźniejsze realia i na stan finansowania nauki w Polsce, nie widzę w tym momencie takich dokonań, które mogłyby być uhonorowane tym wyróżnieniem.

Czego brakuje? Pieniędzy?

Pieniędzy, ale też potrzebne jest stworzenie warunków do uprawiania nauki, bo jedno idzie w parze z drugim. To inwestycje przede wszystkim w kadry naukowe. Inwestycje w nowoczesną aparaturę badawczą. Na to oczywiście potrzeba pieniędzy, żeby sfinansować zarówno zatrudnienie, jak i infrastrukturę. Co nie mniej ważne: musi to być powiązane z jakimś planem.

Takie planowanie przyszłości jest oczywiście domeną rządów. Tymczasem odnoszę wrażenie, że ekipy rządzące ostatnich kadencji nie miały dobrego pomysłu na naukę. Jesteśmy częścią Unii Europejskiej, wielu naszych naukowców zdobywa fundusze europejskie indywidualnie w różnego rodzaju konsorcjach, natomiast środki krajowe przeznaczane na naukę nie są wystarczające. I stąd bierze się pewnego rodzaju niezadowolenie środowiska. To powoduje również obserwowany drenaż mózgów i niechęć do wykonywania pracy naukowca.

Naukowcy wyjeżdżają za granicę?

Nie samymi ideami człowiek żyje. Koledzy, którzy pretendują do bycia naukowcem i są na wczesnym etapie kariery naukowej, często wybierają pracę w podmiotach gospodarczych, a nie w sektorze publicznym, właśnie ze względu na lepsze uposażenie i stabilniejszą perspektywę kariery, co w Polsce nie jest czymś oczywistym. Ze swojego podwórka mogę powiedzieć, że najzdolniejsze osoby, które bym chętnie chciał pozostawić w pracy w Instytucie, często wyjeżdżają za granicę, natomiast ja nie mam argumentów, żeby je przekonać do pozostania w Polsce.

To przykre.

Przykre. Wyjeżdżają, za granicą zdobywają szlify, robią doktoraty, realizują swoje pasje naukowe. Część tych osób wraca. Musimy mieć dla nich zachętę do powrotu. Obecna sytuacja finansowa nauki polskiej nie zachęca do tych powrotów. A wręcz jest tak, że ci którzy wrócili, często to są nawet znaczące nazwiska, widząc, co się tutaj dzieje, wracają tam, gdzie zaczynali swoją karierę naukowa, czyli na Zachód

Mamy w Polsce świetne agencje, które finansują naukę, czyli Narodowe Centrum Nauki – mówimy o badaniach podstawowych, mamy Narodową Agencję Wymiany Akademickiej, czyli ciało, które ma budować internacjonalizację polskiej nauki, oraz sprawiać, żeby obcokrajowcy-naukowcy przyjeżdżali do nas. Mamy również Fundację na rzecz Nauki Polskiej, która również takie działania wspiera. Mamy więc dojrzałe Instytucje wspierające naukę. Natomiast finansowanie tych agencji jest według mnie niewspółmierne do oczekiwań środowiska naukowego i wymagań współczesności.

Prof. dr hab. Michał Mikula
Zastępca dyrektora ds. naukowych w Narodowym Instytucie Onkologii – Państwowym Instytucie Badawczym. Absolwent Wydziału Biologii na Uniwersytecie Warszawskim (2002 r.). Od 2004 r. związany z NIO-PIB, gdzie przeszedł wszystkie stopnie kariery naukowej – od młodszego asystenta do profesora. Jego praca doktorska uzyskała w 2007 r. nagrodę Prezesa Rady Ministrów, w tym samym roku otrzymał również stypendium START – Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej. W latach 2007-2009 przebywał na stażu podoktorskim na University of Washington. Pełnił funkcję kierownika specjalizacji „medycyna” w Warszawskiej Szkole Doktorskiej Nauk Ścisłych i Biomedycznych Warsaw4PhD. Jest współautorem ok. 150 publikacji naukowych, realizował granty przyznane przez NCN i MEiN.

Polska nauka
dla rozwoju medycyny i zdrowia Polaków

Przeczytaj inne artykuły poświęcone polskiej nauce



Projekt współfinansowany ze środków Ministerstwa Edukacji i Nauki w ramach programu „Społeczna Odpowiedzialność Nauki”












Rozmawiała: