Zajmujące się miejskim pszczelarstwem Pszczelarium prowadzi w Warszawie 46 pasiek. Michał Cyglicki opowiedział nam o ulach, które je tworzą. – Nasze ule są ulokowane na dachach biurowców, czy galerii handlowych, ale także na ziemi, na przykład w parkach, czy innych obszarach zielonych – opowiedział nam pszczelarz. – Mamy część pasiek, które można zobaczyć z ulicy. Jest do nich bliski, w miarę otwarty dostęp. Oczywiście są one odpowiednio zabezpieczone – dodał.
Pracownik Pszczelarium wskazał też, że dachy nowoczesnych biurowców, na których są ule, coraz częściej są zielone. – Mamy tam łąki, jest trawa, te dachy się nie przegrzewają, więc temperatura nie wpływa negatywnie na rodziny pszczele, ponieważ ciepło jest doskonale rozprowadzone – stwierdził.
Czytaj też:
Tak pszczelarze pozyskują miód z miejskich uli. „Miasto jest wyjątkowym miejscem dla pszczół”
Jak funkcjonuje ul?
Michał Cyglicki opowiedział nam także, jak pszczoły organizują się w ulu. – Jeżeli chodzi o strukturę rodziny pszczelej, to wyróżniamy w ulu trzy podstawowe kasty. Są robotnice, których w ulu może być w zależności od rasy pszczół od 40 do 80 tysięcy osobników. One generalnie wykonują wszystkie prace w ulu związane z wychowywaniem czerwiu, z robieniem plastrów woskowych, wreszcie z wylatywaniem po nektar i przygotowywaniem miodu – tłumaczy pszczelarz. – Są trutnie, których jest od kilkuset osobników, czasami nawet do dwóch tysięcy, których głównym zadaniem jest przeniesienie materiału genetycznego, reprodukcja. Jest też matka, która jest jedna. Jest ona żeńskim owadem, natomiast na etapie rozwoju, ze względu na troszeczkę inną dietę, jest trochę inaczej wykształcona. Jest płodna, jest zdolna do składania jaj i zdolna do kopulacji. W przeciągu dnia w szczycie sezonu potrafi składać nawet do dwóch i pół tysiąca jaj, także na bieżąco wymienia liczbę osobników – objaśnił.
Pracownik Pszczelarium wskazał też, że w trakcie wychowywania potomstwa pszczoły robotnice żyją około pięciu tygodni.
– Kolejnym ważnym zadaniem matki poza składaniem jaj jest gospodarka feromonalna. Rozsiewa ona bardzo dużo feromonów w ulu, które sprawiają, że pszczoły pracują, że wylatują po miód, że wychowują czerw. W momencie, kiedy któryś z tych elementów nie gra, rodzina pszczela jest bardzo silnie narażona na działanie czynników zewnętrznych czy różnego rodzaju patogenów, które mogą doprowadzić do jej śmierci. Tak naprawdę matka trzyma w ryzach całą kolonię – podkreśla.
Pszczoły tworzą wypełniające ul plastry z wosku. – Wosk jest efektem ich procesu metabolizmu. Pszczoły wydzielają go przez specjalne gruczoły, które znajdują się na ich odwłoku i z tych woskowych płytek budują plaster, który składa się z równych, sześciokątnych komórek, które dobrze znamy. W tych komórkach pszczoły same wybierają miejsce, w którym matki składają jaja, czyli tworzą tak zwane miejsce gniazdowe oraz miejsca, w którym będą odkładały produkty pszczele, takie jak miód czy pierzga – tłumaczy Michał Cyglicki.
Jak zdradza pracownik Pszczelarium, miejskie ule nie różnią się od tych wykorzystywanych poza miastem.
– Jeżeli chodzi o samą budowę ula, to korzystamy z kilku wystandaryzowanych typów, niezależnie czy prowadzimy gospodarkę pasieczną na terenie wiejskim, czy miejskim. To de facto nie ma tak dużego znaczenia – tłumaczy. – Jeżeli chodzi o ule, wyróżniamy tzw. leżaki, czyli ule, w których prowadzimy rodzinę pszczelą horyzontalnie, czyli rozbudowujemy w poziomie wielkość gniazda oraz stojaki, czyli ule, w których rozbudowujemy gniazdo, dokładając kolejne boksy z ramkami – wyjaśnia pszczelarz. – Są różnego rodzaju leżaki i stojaki, ich rodzaj jest zdeterminowany tym, z jakiej ramki korzystamy. Możemy mieć na przykład ramki warszawskie, takie już naprawdę duże warszawskie poszerzane, możemy mieć ramki wielkopolskie, Langstrotha. To jest bardzo duży wybór, który tak naprawdę zależy od preferencji pszczelarza – dodaje.
Kłody bartne – tak hodowano pszczoły przed wiekami
Oprócz standardowych uli Pszczelarium posiada także ule, których używano już przed wiekami – kłody bartne, czy ule słomiane. Dzięki temu możemy zobaczyć, jak dawniej pszczelarze hodowali pszczoły.
– W takiej kłodzie bartnej niestety nie jesteśmy w stanie za bardzo zapanować nad gospodarką pasieczną, dlatego na potrzeby lepszego i łatwiejszego operowania na takiej rodzinie pszczelej wymyślono ule, o których mówiłem, na przykład stojaki bądź leżaki, które charakteryzują się tym, że mają ściśle określony wymiar ramki gniazdowej, ramki nadstawkowej, w której pszczoły składają miód – tłumaczy nam Michał Cyglicki.– Możemy w prosty sposób oddzielić gniazdo od tak zwanej miodni, czyli tego magazynu miodowego, korzystając z różnego rodzaju krat odgrodowych, które uniemożliwiają matce pszczelej wejście do tej części ula, do której my nie chcemy, żeby ona weszła. Przez to matka nie składa tam jaj i mamy czyste komórki, w których pszczoły mogą bez problemu składać nektar i produkować z niego miód. A my, przy odbieraniu takiego miodu, nie ingerujemy w gniazdo i nie niszczymy zdrowia i siły kolonii pszczelej – wskazuje.
W dawnych ulach wyglądało to inaczej. – Inaczej jest w takim miejscu jak na przykład barć. Tutaj nie jesteśmy w stanie zupełnie oddzielić czerwiu od miodu, dlatego często w takich barciach prowadzono gospodarkę polegającą na tym, że po prostu zabierało się całe plastry razem z czerwiem, co de facto prowadziło też do niszczenia takiej rodziny pszczelej – mówi nam pracownik Pszczelarium.
Warto w tym miejscu przypomnieć, że jedną z ważnych postaci, która doprowadziła do rewolucji w pszczelarstwie był XIX-wieczny polski pszczelarz ks. Jan Dzierżon.
– Jeżeli dobrze prowadzimy rodzinę pszczelą i w odpowiedni sposób jesteśmy w stanie wydzielić miejsca, w których ma być składany miód, czyli stworzymy tak zwaną miodnię, wydzielimy miejsce na gniazdo, możemy ze współczesnego ula średnio rocznie pozyskać od 20 do nawet 40 kg miodu – mówi pszczelarz. – Zupełnie inaczej jest w przypadku takich kłód bartnych, z tego względu, że tutaj starając się w miarę możliwości nie niszczyć gniazda, zabierając tylko te fragmenty plastra, które mają sam miód, jesteśmy w stanie uzyskać około 5 do 8 kg miodu – wskazuje. – Wykorzystanie tego typu uli, które wykorzystujemy obecnie w gospodarce pasiecznej, jest dużo lepsze pod względem ekonomicznym, bo jesteśmy w stanie pozyskać więcej miodu i przy okazji wyrządzamy mniej szkód rodzinie pszczelej – podkreśla Michał Cyglicki.
Nauka to polska specjalność
Wielkie postacie polskiej nauki
Przeczytaj inne artykuły poświęcone polskiej nauce
Projekt współfinansowany ze środków Ministerstwa Edukacji i Nauki w ramach programu „Społeczna Odpowiedzialność Nauki”
Miejskie ule prowadzone przez Pszczelarium