Marcin Haber, Wprost.pl: Nasza pierwsza rozmowa odbyła się chwilę po tym, jak zostałeś ogłoszony członkiem korpusu rezerwowego astronautów Europejskiej Agencji Kosmicznej. Spytałem wtedy, co musiałoby się stać, abyś poleciał w kosmos. Odparłeś, że najprostsza droga to zwiększenie zaangażowania finansowego Polski w ESA. Rozmawiamy kilka miesięcy później, gdy Polska zwiększyła składkę i ogłosiła pierwszą misję na Międzynarodową Stację Kosmiczną, którą poprowadzi polski astronauta. Co już wiemy o tej misji?
Dr Sławosz Uznański, astronauta ESA*: Polska zdecydowała się zwiększyć składkę do Europejskiej Agencji Kosmicznej. Powiedziałbym wręcz, że to jest nasza inwestycja w polski sektor kosmiczny i technologię. Dzięki temu polskie firmy, które mają dziś dużo większą możliwość współpracy z ESA, dostępu do ekspertyzy i udziału w większych przetargach.
Mam nadzieję, że polski sektor wykorzysta swoją szansę do dużego rozwoju. Myślę, że mamy ogromny potencjał dobrych inżynierów i wykształconych młodych ludzi, którzy chcą dziś budować światową technologię. Dzięki tej inwestycji polskiego rządu w ESA mamy możliwość współpracy na niemal całym europejskim rynku.
Co Polska chce zbadać w kosmosie?
Międzynarodowa Stacja Kosmiczna jest unikalnym laboratorium, w którym można testować różnego rodzaju technologie, eksperymenty biomedyczne, biotechnologiczne i medyczne. W naszej atmosferze możemy wytworzyć warunki mikrograwitacji, które trwają od kilku do kilkudziesięciu sekund. Jedyną możliwością uzyskania stałego stanu nieważkości jest testowanie technologii na orbicie.
Dzięki temu, że Polska zdecydowała się na swoją misję kosmiczną, ESA otworzyła nabór na polskie eksperymenty, które będą mogły wziąć w niej udział. Mieliśmy bardzo duży odzew. Zaskoczony byłem i ja, i przede wszystkim ESA tą ilością eksperymentów i pomysłów, które zaproponowały polskie instytuty oraz nasz sektor kosmiczny. To było 66 różnego rodzaju eksperymentów do przeprowadzenia na ISS. Nabór trwał od początku sierpnia i zamknął się we wrześniu. Dziś mamy już wybranych osiem z nich, które bezpośrednio z ESA współpracują, ale ta lista jest rozszerzona o kolejne cztery, które biorą udział w negocjacjach i najprawdopodobniej również będą budowane. Możliwe, że będzie ich więcej. W październiku POLSA opublikowała listę 18 eksperymentów, więc musimy jeszcze poczekać.
Z ośmiu, które wybrano na początku, cztery dotyczą badań nad fizjologią ludzką. Tematem eksperymentów będą astronauta lub astronauci, od których zbierane będą dane medyczne podczas lotu i życia na ISS. Sprawdzane będzie np. to, jak zachowuje się ciało człowieka w kosmosie, jaka jest jego możliwość percepcji, jaka jest aktywność mózgu i czy zmienia się ona w warunkach panujących na ISS, jak organizm reaguje w stanie nieważkości przy dużym obciążeniu zawodowym w bardzo stresującym środowisku.
Są też eksperymenty, które będą testowały nasze technologie elektroniczne i software’owe, np. przygotowane przez firmę KP Labs z Gliwic. Będzie to technologia, która testowana jest już na satelicie. Na ISS poleci w rozszerzonej wersji.
Co jest ograniczeniem przy wyborze takich eksperymentów? Przychodzą mi do głowy czas na stworzenie, miejsce w rakiecie i ISS, a także bezpieczeństwo astronautów…
Dużym ograniczeniem jest masa i objętość tego, co możemy zabrać na orbitę. Drugim ograniczeniem jest czas astronauty, który jest wykorzystywany do tego, żeby te eksperymenty przeprowadzać. Jest on bardzo cenny, a kalendarz maksymalnie zajęty. Najmniejsze przedziały czasowe, które są planowane, to 5 minut. Cała praca na orbicie jest zaplanowana co do minuty. Astronauci nie nudzą się ani nie lecą tam na wakacje, tylko do ciężkiej, długiej, ale niesamowicie fascynującej pracy.
Są również ograniczenia czysto technologiczne, jak chociażby to, ile energii pobiera dany eksperyment, czy jest bezpieczny dla astronautów i samej stacji kosmicznej, czyli czy się nadmiernie nie nagrzewa, nie jest toksyczny, nie wydziela żadnych gazów, które mogłyby być trujące, czy nie ma ostrych obiektów.
Dodatkowo wszystkie eksperymenty medyczne, czyli takie, które bezpośrednio ingerują w dane biometryczne astronautów, muszą przejść przez Komisję Etyki Lekarskiej w Polsce, ale także ESA i partnerów ISS, czyli NASA oraz japońskiej i kanadyjskiej agencji kosmicznej.
Gdy na początku powiedziałem o wyższej składce, poprawiłeś mnie, że to inwestycja. Wytłumacz mi, proszę, dlaczego tak sądzisz. Co będą z tego miały polska nauka i gospodarka?
Tak, podkreślę to jeszcze raz. Uważam zwiększoną składkę do ESA za inwestycję. Należy pamiętać, że sama polska misja to dosyć mała część tego, co dzięki temu zyskaliśmy. Nasza inwestycja jest przede wszystkim technologiczna. To Polska będzie wybierała, w jakie programy będzie chciała zainwestować. My wybraliśmy głównie misje eksploracyjne – nie tylko załogowe, ale także robotyczne – na Marsa i Księżyc. To także misje na ISS i niską orbitę Ziemi, gdzie dziś polskie firmy mogą budować technologie i kompetencje.
Druga inwestycja to misje obserwacji Ziemi. To będzie duża część naszej składki. Mamy bowiem w Polsce firmy, które proponują rozwiązania technologiczne i całe polskie satelity do obserwacji naszej planety. One dziś mogą budować swoje projekty dla ESA, aby to właśnie polska firma zbierała dane i wysyłała je na Ziemię. Będzie mogła dostać na to finansowanie z ESA, a jednocześnie otrzyma produkt, który później może proponować komercyjnie na rynku.
Patrząc z perspektywy czasu, nasz sektor, który rozwija się od dziesięciu lat, do tej pory robił to na swoim finansowaniu, przy niewielkim udziale z małych projektów ESA. Nie byliśmy dużym inwestorem w agencję, więc ten koszyk, z którego polskie firmy mogły wybierać, był dosyć mały. Dziś mocno się zwiększył. Teraz to nasze firmy mogą być preferowanymi dostawcami sprzętu, serwisu informatycznego czy analizy danych, np. na podstawie danych z programu Copernicus, czyli programu obserwacji Ziemi. Mamy w Polsce ogromną ekspertyzę w tym zakresie. Mam nadzieję, że to wykorzystamy, aby na tym rynku stać się liderami.
Każdy większy program ESA ma publikowane metryki stopy zwrotu z inwestycji. Wszystkie mają zawsze ten poziom na dużym plusie. W przypadku programów obserwacji Ziemi są to zwroty na poziomie nawet 7:1, czyli za każde zainwestowane euro do społeczeństwa wraca siedem. Jeszcze większe zwroty są w przypadku misji pozycjonujących, takich jak Galileo.
Ta inwestycja to szansa nie tylko dla polskiego biznesu, ale także dla nauki. W grę wchodzą np. dodatkowe miejsca pracy w ESA, staże, no i szansa na to, że pojawi się więcej polskich astronautów.
Wydaje mi się, że to jest najważniejszy aspekt, który dziś pewnie trudno sobie uświadomić, ale jestem przekonany, że pokazując, iż mamy swoje miejsce w kosmosie, inspirując młodych ludzi, którzy dziś wybierają ścieżkę kariery, oraz studentów, za parę lat będziemy mieli nową generację inżynierów, naukowców, którzy bez kompleksów będą uczestniczyli w światowej technologii i nauce.
Czy jest jakaś nisza, jakaś unikalna kompetencja Polaków i polskich firm, która mogłaby się stać naszą specjalnością w branży kosmicznej?
Są cztery takie nisze, w których jesteśmy dobrzy. Po pierwsze, to automatyka, robotyka i mechatronika. Odkryłem tę kwestię w ciągu ostatniego roku poprzez konkursy studenckie i polskie zespoły łazików marsjańskich, które wygrywają praktycznie wszystkie międzynarodowe konkursy. Jestem zafascynowany studentami, którzy zwyciężają w konkursach w USA, Indiach i Europie. Mamy świetny potencjał, a dzisiaj ta dziedzina jest nadal dość mała. Myślimy o łazikach marsjańskich, ale ich nie ma zbyt wiele. Przewiduję jednak, że za dziesięć lat będziemy mieli ogromny rynek serwisowania na orbicie. Nie opłaca się wysyłać astronautów, aby przykręcili śrubę czy składali infrastrukturę na niskiej orbicie Ziemi. Te zadania będą zautomatyzowane i to właśnie te zespoły mogą budować kompetencje, aby w tej branży być liderem.
Druga taka nisza to usługi informatyczne i analiza danych. Mamy bardzo wielu zdolnych ludzi, którzy są świetnymi informatykami, pracującymi dziś przy analizie danych dla sektora finansowego, komunikacyjnego i innych. Oni mogą analizować dane kosmiczne, obrazowania satelitarne czy misje eksploracyjne.
Trzecia nisza, i to może nie jest bardzo konkretna umiejętność, ale my w Polsce jesteśmy bardzo innowacyjni. Myślimy „out of the box”. Dzięki temu mamy duże szanse w misjach eksploracyjnych i budowania nowych technologii, których nie ma na rynku. Nie musimy się inspirować, tylko możemy zaproponować coś nowego.
Po czwarte, to sztuczna inteligencja. W Polsce ekspertów, którzy pracują przy rozwoju technologii z tej dziedziny, jest osiem razy więcej, niż wynosi średnia Unii Europejskiej.
W niedawnej rozmowie z szefem Polskiej Agencji Kosmicznej prof. Grzegorzem Wrochną usłyszałem, że pan prof. nie byłby mocno zdziwiony, gdyby Polska wzięła udział w misji na Księżyc, a nawet wysłała tam swojego astronautę. Czy podzielasz ten optymizm, czy może to nie jest optymizm, ale przeświadczenie oparte na faktach?
Wszystko zależy od naszych ambicji i wkładu w rozwój technologii. Jednak nawiązując do słów prof. Wrochny, dziś mamy taką możliwość. Mamy dostęp do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, jesteśmy też sygnatariuszami programu Artemis Accords i tak jak inne kraje bierzemy udział w dostarczaniu zarówno technologii, jak i ewentualnie lotów załogowych.
Wiemy, że w programie Artemis są trzy miejsca dla europejskich astronautów. To może być Polak równie dobrze jak Niemiec, Włoch czy Hiszpan. Dziś mamy dobrą pozycję negocjacyjną.
Jak wytłumaczyć Polakom, którzy nie interesują się kosmosem, że tak duża inwestycja z budżetu państwa do Europejskiej Agencji Kosmicznej ma sens?
Najłatwiej wrócić do przeszłości i programu Apollo [m.in. lądowanie ludzi na Księżycu – red.]. Publicznie dostępne metryki NASA dotyczące stopy zwrotu z inwestycji w program są gigantyczne. Dokładnie taka sama dyskusja toczyła się w USA w latach 60. XX wieku, czy warto wydawać biliony dolarów z kieszeni podatników, aby wygrać kosmiczny wyścig ze Związkiem Radzieckim. Dziś widzimy, jak niesamowicie dobra to była inwestycja.
Wyzwania w kosmosie wymagają budowania bardzo zaawansowanej technologii, która później wraca do społeczeństwa. Tamtemu wyścigowi technologicznemu zawdzięczamy całe pozycjonowanie GPS, rozwój meteorologii. Historycznie widzimy, jak bardzo dochodowe to było.
Dziś na niskiej orbicie Ziemi pracują głównie podmioty komercyjne. To nie tylko SpaceX, ale także Airbus, Leonardo, Thales Alenia – firmy, które zatrudniają dziesiątki, a nawet setki tysięcy pracowników. Dlaczego mamy zainwestować duże środki? Właśnie po to, aby kreować miejsca pracy, które dla naszego społeczeństwa będą niezwykle ważne, aby z czysto komercyjnego punktu widzenia móc rywalizować na arenie międzynarodowej. Mówiąc krótko, jeśli nie będziemy czegoś tworzyć sami, to będziemy musieli komuś za to płacić. Nie opłaca nam się nie zainwestować.
Wracając do edukacji i polskiej misji na ISS. Czy widzisz rolę naszego astronauty także w kwestiach edukacyjnych? Czy możliwe są np. lekcje na żywo z orbity Ziemi?
Każda misja kosmiczna ma duży komponent edukacyjny. Są trzy główne cele tego typu misji: technologiczne, naukowe i właśnie edukacyjne. Dla mnie ten trzeci cel jest najważniejszy, bo widzę w nim ogromny potencjał. To nie jest potencjał, który się zwróci natychmiast. To jest długoterminowa inwestycja, która zwróci się za kilka lat. Generacja, która jest dziś w liceach i na studiach, będzie budowała technologie przyszłości. To w nią trzeba inwestować.
Dla mnie to bardzo ważne, bo zawsze staram się być blisko licealistów oraz studentów i ich inspirować. Jestem zafascynowany technologią kosmiczną i pragnę to im przekazać, bo to właśnie oni są naszym potencjałem. Ja część swojej kariery mam już za sobą, a oni właśnie stawiają swoje pierwsze kroki.CYTAT: Mamy duże możliwości edukacyjne. W szkołach podstawowych w Polsce mamy Laboratoria Przyszłości, które pozwalają na prowadzenie eksperymentów naukowych i technologicznych. Można z nich zrobić bardzo dobry użytek, a jest ich – z tego, co wiem – 15 tysięcy.
Wokół sprzętu, który jest dziś dostępny w szkołach, można stworzyć program edukacyjny, który można by wykonać z orbity. Część eksperymentu wykonalibyśmy jednocześnie na lekcji i na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, transmitując to na żywo, a potem analizowalibyśmy różnice oraz to, z czego wynikają.
Myślę, że od efektu samego eksperymentu ważniejsze jest to, co zostałoby w głowach tych dzieci.
W głowach dzieci i nauczycieli, bo to przecież oni potem mają zarażać pasją. Myślę, że mamy świetnych nauczycieli, i mam nadzieję, że byłaby to inspiracja także dla nich.
*Dr Sławosz Uznański (ur. 12 kwietnia 1984 r. w Łodzi) – polski inżynier, naukowiec i astronauta projektowy Europejskiej Agencji Kosmicznej. W 2011 r. obronił z wyróżnieniem doktorat na Uniwersytecie Aix-Marseille (Francja). Przez wiele lat pracował w Europejskiej Organizacji Badań Jądrowych (CERN) w Genewie (Szwajcaria). W latach 2018–2020 był inżynierem odpowiedzialnym za całodobową pracę i optymalną eksploatację Wielkiego Zderzacza Hadronów. Jest autorem książki o efektach promieniowania w układach elektronicznych i współautorem kilkudziesięciu artykułów naukowych. Obecnie przygotowuje się do misji na Międzynarodową Stację Kosmiczną (ISS). Ma bardzo poważną szansę na zostanie drugim Polakiem, który poleci w kosmos.
Czytaj też:
Centrum Nauki Kopernik pomaga zobaczyć różne perspektywyCzytaj też:
Minister Buda o polskim astronaucie. Uznański poleci w kosmos – nie ma „planu B”