Zwykle suszę kojarzymy z upalnymi letnimi miesiącami. Tym razem jednak deficyt wody rozpoczął się już zimą. Zima powinna odbudowywać poziom wód gruntowych i powierzchniowych, ale tak się nie stało – podobnie jak jesienią. Efekt? Niski poziom rzek i jezior oraz niedobory wilgoci w glebie.
Luty to miesiąc, w którym opady nie są zazwyczaj wysokie, ale poprzedzają go grudniowe i styczniowe deszcze i śniegi. Niestety, w tym roku niemal nie było pokrywy śnieżnej, która mogłaby stopniowo nawilżać ziemię. W wielu miejscach – takich jak Opole – przez cały miesiąc nie spadła ani jedna kropla deszczu. W niektórych rejonach suma opadów nie przekroczyła 10 milimetrów, co oznacza zaledwie kilka litrów wody na metr kwadratowy w ciągu całego miesiąca.
Krytycznie niski stan wód powierzchniowych
Marzec jest kluczowym miesiącem dla rolnictwa – to czas przygotowań do sezonu wegetacyjnego. Wysuszona ziemia utrudnia prace na polu i zasiewy, a tymczasem pierwsza połowa miesiąca upłynęła pod znakiem suszy. W zachodniej Polsce – od Śląska po Bałtyk – przez pierwsze dziesięć dni nie spadła ani jedna kropla deszczu.
Takie warunki doprowadziły do suszy hydrologicznej. To stan, którym poziom rzek spada poniżej normy, a ich przepływ jest minimalny. Dane pokazują, że poziom wody w polskich rzekach powinien być znacznie wyższy. Wiosną normalnie rzeki mają wysoki poziom wody, ale obecnie w wielu miejscach sytuacja jest alarmująca.
Ziemia jest przesuszona, rośnie ryzyko suszy
Zawartość wody w glebie jest wyjątkowo niska. Zimowe opady powinny zapewnić jej odpowiednią wilgotność, jednak w tym roku do tego nie doszło. W miejscach, gdzie zwykle były rozlewiska, teraz jest sucho. Jak podkreśla w rozmowie z Onetem profesor Bogdan Chojnicki z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu, wchodzimy w sezon wegetacyjny z mniejszymi zasobami wody niż w poprzednich latach.
Jeśli w najbliższych tygodniach opady będą obfite, sytuacja może się poprawić. Jednak w pesymistycznym scenariuszu niedobory wody mogą zahamować kiełkowanie roślin i ograniczyć plony.
Profesor Chojnicki zaznacza, że zmiany klimatyczne powodują rosnące ryzyko długotrwałej suszy w Polsce. Choć w ubiegłym roku sytuację ratowały częste letnie opady, nie jest to reguła. Wzrost temperatury powoduje większe parowanie, co zwiększa deficyt wody. Jeśli deszcz nie będzie regularnie padać w odpowiednich momentach, rolnictwo może znaleźć się w naprawdę poważnych tarapatach.
Gleby w coraz gorszym stanie
Susza to nie tylko niedobór wody – to także pogarszająca się jakość gleby. Kluczowym składnikiem gleby jest materia organiczna, działająca jak gąbka zatrzymująca wilgoć. Jej ilość zależy od resztek roślinnych, temperatury i wilgotności. Niestety, uprawa monokultur oraz wzrost temperatury przyspieszają jej rozkład, co zmniejsza zdolność gleby do magazynowania wody.
Profesor Bogdan Chojnicki wskazuje, że w przypadku gleb organicznych problemem jest osuszanie terenów rolniczych i melioracja. To prowadzi do utraty materii organicznej. Jej rozkład zamienia ją w dwutlenek węgla, przyczyniając się do dalszego ocieplania klimatu. Jeśli nie zadbamy o poprawę jakości gleb, rolnictwo stanie się jeszcze bardziej podatne na skutki zmieniającego się klimatu.
Czytaj też:
Nieoczywista pogoda na Wielkanoc. Lepiej to wiedziećCzytaj też:
Tajemnicze chmury nad Słupskiem. Meteorolodzy zaskoczeni