Nie może to być jednak zaskoczenie. Wszak prezes PiS już z mównicy przyznał, że zdaje sobie sprawę, iż jego słowa będą szeroko komentowane. Nie mamy więc do czynienia z lapsusem, lecz świadomym bon motem, będącym wyrazem przemyśleń prezesa PiS.
Kaczyński nie pierwszy zresztą raz mówi o swojej formacji jako o forpoczcie dobra. Już ponad dziesięć lat temu, trochę żartem, rzucił: „We mnie jest samo dobro”. Później we „Wprost” recenzował politykę Platformy: „Ludzie dopuszczający się zła, i to zła w czystej postaci, są promowani. Zwalcza się natomiast tych, którzy ze złem walczą. (…) Z tym „samym dobrem" to był oczywisty żart”.
Tak więc spór polityczny przestaje być starciem koncepcji, a staje się walką dobra ze złem. „Dobrzy” jesteśmy my, „źli” są przeciwnicy – w tym przypadku osoby LGBT. Że to o nich myślał Kaczyński, mówiąc o ofensywie zła, wiemy bowiem z wypowiedzi jego partyjnych kolegów.
Rządzenie krajem w oczywisty sposób wiąże się z wyborami etycznymi, dlatego decyzje polityków powinny być oceniane także w kategoriach moralnych. Gdy jednak wyborcy oceniają, czy jakiś polityk jest dobry czy zły, wszystko jest w porządku. Niebezpiecznie robi się wtedy, gdy polityk zaczyna oceniać wyborców.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.