Liderzy partii ogłosili to z pompą i uśmiechami na twarzy. Podobno najtrudniejszy jest pierwszy krok ale w tym wypadku było inaczej. Lewica został przymuszona do połączenia sił przez Grzegorza Schetynę, szefa PO, który odmówił zawiązania koalicji z SLD. Decyzja o wspólnym starcie lewicy była więc jedyną możliwą. Kolejny krok będzie dużo trudniejszy – trzy partie muszą uzgodnić, w jakiej formule będą startować w wyborach: jako koalicja, a więc z 8-procentowym progiem wyborczym, jako komitet wyborców czyli bez prawa do dotacji z budżetu, czy też pod szyldem jednej z partii, która wtedy zagarnia całe budżetowe finansowanie. A jeżeli zostanie wybrany wariant trzeci, to która partia będzie tą szczęściarą? Ta decyzja będzie w gruncie rzeczy trudniejsza niż podział miejsc na listach czy ustalenie wspólnego programu.
A potem przed lewicą stanie kolejna trudna decyzja taktyczna – jak odnosić się w kampanii do Platformy Obywatelskiej. Atakować ją, by wyrwać jej lewicowy elektorat? Wszak w PO jest Barbara Nowacka i jej Inicjatywa Polska, mająca za zadanie przyciągnięcie lewicowych wyborców do PO-KO. A może połączona lewica będzie obchodzić PO-KO szerokim łukiem, żeby tylko jej nie zaczepiać i nie zamykać sobie drogi do ewentualnej współpracy po wyborach?
Włodzimierz Czarzasty, lider SLD już zapowiedział, że po stronie opozycji, w obozie prodemokratycznym, nie ma wroga. Ale gdy przyjdzie do walki o głosy wyborców, rzeczywistość może okazać się zgoła odmienna. A jeżeli Schetyna zacznie wyciągać z lewicy bardziej atrakcyjnych działaczy, by umieścić ich na swoich listach, bardzo łatwo będzie przejść od miłości do nienawiści. i to jest bardziej prawdopodobny scenariusz niż pakt o nieagresji.
Czytaj też:
Oficjalnie: SLD, Wiosna i Razem na jednej liście wyborczej do parlamentu
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.