Gdyby UE poświęcała tyle samo energii na zwalczanie rosyjskiego reżimu, ile trawi na gromienie konserwatywnych rządów w Warszawie czy Budapeszcie, być może nie byłoby tutaj o czym dziś pisać. Ale niestety jest. Aleksiej Nawalny, prawnik, specjalizujący się w demaskowaniu korupcji na szczytach władzy i jeden z najbardziej znanych przeciwników Putina trafił wczoraj do szpitala z ciężko opuchniętą twarzą i wysypką na szyi, ramionach, klatce piersiowej i plecach. Nawalny był wcześniej w areszcie, zatrzymany za nawoływanie do demonstracji w proteście przeciwko wycięciom opozycyjnych kandydatów w wyborach lokalnych w Moskwie. Policja spałowała i zatrzymała ponad tysiąc ludzi dokładnie w tym samym czasie, gdy prezydent Macron, wielki przeciwnik USA a jednocześnie wielki admirator sojuszu UE z Rosją ogłaszał zamiar przyjęcia Putina we Francji.
Wygląda na to, że w cywilizowanych stolicach UE doceniają rozliczne talenty Władymira Władymirowicza. Jak choćby ten do pozbywania się politycznych przeciwników w spektakularny sposób. Trucie to jeden z tych sposobów. Na Kremlu znają się na nim aż za dobrze. Lista ofiar z ostatnich tylko kilku lat jest długa: od ukraińskiego prezydenta Wiktora Juszczenki, po byłych oficerów służb: Aleksandra Litwinienkę i Siergieja Skripala - wszyscy oni mieli do czynienia z bojowymi truciznami z rosyjskich arsenałów. Czy do tego szacownego grona męczenników, którzy oddali zdrowie albo i życie w walce z Władymirem Putinem dołączył właśnie Aleksiej Nawalny? Wiele na to wskazuje. Zatrzymany na 30 dni za nawoływanie do nielegalnych protestów Władze podały, że ma ostry atak alergii. Jego osobista lekarka, Anastasia Wasiliejwa nazwała to absurdem, ujawniając, że Nawalny nigdy nie był na nic uczulony.
Skojarzenia z losem Juszczenki czy Skrypala nasuwają się same, co zresztą potwierdza także pośrednio żona byłego ukraińskiego prezydenta, Kateryna Juszczenko, wskazując na podobne jak w przypadku otrucia jej męża oświadczenia powiązanych ze służbami lekarzy i apelując o jak najszybsze wysłanie Nawalnego na leczenie do UE. Na to się jednak szybko nie zanosi. Wyrok 30 dni aresztu ciągle obowiązuje. Podobnie, jak zaproszenie Macrona dla Putina, którego na razie nie odwołano, mimo oficjalnego protestu UE wobec traktowania opozycyjnych demonstracji w Moskwie. To wszystko, na co stać dziś Unię, miotającą się między niechęcią wobec kurateli militarnej i gospodarczej USA a chorą, masochistyczną wręcz słabością do Putina. On sam zresztą dba o to, żeby spuentować całą sytuację w iście cesarskim stylu, którego nie mogą mu odmówić nawet najzagorzalsi wrogowie. Gdy w moskiewskim areszcie pryskano Nawalnego jakimś chemicznym świństwem, na ulicach Moskwy pałowano jego zwolenników a Macron robił z siebie durnia, zapraszając sprawcę tego wszystkiego na europejskie salony, Putin wsiadał do batyskafu i w spokoju zanurzał się w wody Bałtyku.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.