Tokarczuk ku pokrzepieniu serc. Części serc

Tokarczuk ku pokrzepieniu serc. Części serc

Olga Tokarczuk
Olga Tokarczuk Źródło: Newspix.pl / ULLSTEIN
Olga Tokarczuk dodała dziś otuchy tym, którzy będą się pewnie smucić w niedzielę wieczorem.

Jedna część Polski nie ma szczęścia do literackich Nobli. W 1996 r. nagrodę dostała Wisława Szymborska, autorka, co jedna część Polski widziała wyraźnie, peanów na cześć Stalina. Druga część nie chciała tego w swej ślepocie dostrzegać, tylko oczadziała w zachwycie w wierszach Szymborskiej widziała mądrą lekkość wobec wielkich spraw. A Herbert wtedy nie dostał. Ci, którzy świętowali z Szymborską wyliczali ją na jednym wdechu z Noblistą Czesławem Miłoszem, ci, którzy nie świętowali, z resztą też. Bo Miłosz przecież wynosił na piedestał wielokulturowość, zło świata widział w nacjonalizmie, to nie może w Polakach wywoływać tych samych, uniwersalnych emocji.

Teraz znowu to się stało. Nagrodę Nobla w dziedzinie literatury dostała autorka, z którą cieszy się znowu ta sama część Polski, co zwykle. Ta, która demonstruje razem z nią pod sądami, która fotografuje się z nią na paradach równości i przede wszystkim ta zielona, wegańska, ekologiczna, ratująca zwierzęta i drzewa. Znowu mamy Noblistkę, której wrażliwość spisana w książkach i demonstrowana w realnym świecie nie ma szans odnaleźć się w sercach jednej Polski. A znaleźliby się inni, bardziej wrażliwi choćby na patriotyzm kandydaci, gdyby akademia szwedzka zechciała ich dostrzec, niestety tym razem nawet nie było na temat innych nazwisk plotek, jak wtedy, w 1996 r.

Olga Tokarczuk przytuliła wczoraj swoją część Polski, tę część, która najprawdopodobniej nie będzie świętować w niedzielę wieczorem. Jedni mają wybory, ale drudzy mają swojego Nobla. Zanim nastąpi niedziela, jest Olga Tokarczuk. W jej książkach są wartości, o których nie rozmyślają ulubieni pisarze ministra kultury. Estetyka, jakiej ci pisarze nie promują. Świat realizmu magicznego nie przystaje do świata patriotycznie wyklętego, ani spiskowo erotycznego. Można by z tego wnioskować, że literatura dzieli się na naszą i waszą. Jednak istnieje przypuszczenie, że Szwedzi nie dzielą literatury, na lewacką i prawacką, na dobrą i złą ideologicznie, tylko po prostu na dobrą i złą. Pewnie wielu mogłoby dyskutować z tą tezą (część mediów już to nawet robi), jednak pewne jest, że dla polskiego ministra kultury akademia szwedzka jest tak samo kłopotliwa, jak papież Franciszek dla polskich biskupów. Trudno, będzie musiał doczytać, choć przecież wiemy, że bardzo mu się nie chce.


Źródło: Wprost