Boris Johnson przepycha realizację postanowień referendum brexitowego z godną podziwu konsekwencją. I trzeba przyznać, że na razie idzie mu o niebo lepiej niż poprzedniczce, Theresie May. Najpierw uzyskał od UE zgodę na zmiany w umowie rozwodowej, co oddaliło groźbę wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii bez jakiegokolwiek porozumienia. Grozić to miało gigantycznym chaosem po obu stronach kanału La Manche. Niektórzy wieszczyli nawet rozpad Wielkiej Brytanii. UE ugięła się więc pod presją Londynu i wycofała z zapisów, które w praktyce mogły doprowadzić do oderwania Irlandii Północnej od Zjednoczonego Królestwa.
Potem jednak cała rozprawa rozwodowa utknęła po raz nie wiadomo już który w Izbie Gmin. Nikt poza Wielką Brytanią nie jest w stanie nadążyć za galopadą kolejnych kruczków i furtek prawnych, stosowanych przy tej okazji zarówno przez zwolenników, jak i przeciwników brexitu w parlamencie. Bądźmy szczerzy - sami Brytyjczycy też już stracili orientację. Żeby więc sytuację wyczyścić, premier Johnson poprosił UE o przedłużenie terminu brexitu, zaplanowanego pierwotnie na 31.10.2019. Dostał od Unii dwa dodatkowe miesiące, w czasie których ma przeprowadzić przedterminowe wybory i ustalić raz na zawsze, czy w Izbie Gmin większość mają brexiterzy czy zwolennicy pozostania Brytanii w UE.
Elekcja będzie więc rodzajem powtórzonego referendum. Boris Johnson, sam zdeklarowany brexiter, ma nadzieje je wygrać i zakończyć męczarnie ostatnich kilkunastu miesięcy. To niebezpieczna sytuacja, bo nadzieje na zwycięstwo zawiodły ostatnio każdego brytyjskiego przywódcę. David Cameron miał nadzieję, że wyborcy odrzucą pomysł wyjścia z UE, rzucony w referendum które rozpisał i przegrał. Theresa May liczyła, że jak rozpisze przedterminowego wybory, wzmocni swoją władzę a przy okazji wpuści do Izby Gmin więcej przeciwników brexitu, którzy wymuszą zmianę referendalnej decyzji. Jej też się nie udało. Wybory osłabiły jej władzę i sparaliżowały parlament, doprowadzając ją samą do upadku. Teraz kolej na Borisa Johnsona. Trzymam za niego kciuki, nie dlatego, że jakoś specjalnie cieszę się z wyjścia Wielkiej Brytanii z UE - przeciwnie - bez wyspiarzy Unia zrobi się nieznośnie ograniczonym pod wieloma względami tworem. Tak jak Johnson, ja też mam swoje nadzieje, . Np. na to, że kolejna prolongata rozwodu doprowadzi w końcu do jakiegoś rozwiązania. Jakiegokolwiek, bylebyśmy już nie musieli słuchać o entym zwrocie akcji w sprawie brexitu, który do niczego nie prowadzi.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.