1 listopada wędrujemy z dziećmi po wojskowych Powązkach w Warszawie. Zaczynamy od grobu Jacka Kuronia, zatrzymujemy się przy nim na dłużej i rozmawiamy o robotnikach z Radomia i bezdomnych na zupie, o różnych krzywdach w różnych czasach i o ludziach wrażliwych na słabszych. A potem ruszamy w podróż po najnowszej i dalszej historii Polski. Opowiadamy dzieciom o powstańcach, których brzozowe krzyże stoją w równych szeregach widoczne z daleka w ciemnościach. Czy trzeba było, czy warto było? O wojnie, o Hitlerze i Stalinie, o Czarnej Wieży z Mordoru i Lordzie Voldemorcie, którzy żyli naprawdę, mijamy groby komunistycznych notabli. Opowiadamy o stanie wojennym przy grobie generała, o dramatycznych wyborach i o tym, że zło trudno osądzić, bo często nie jest jednoznaczne. O zwykłym PRL, o nadziei, wolności, wierze w lepszą Polskę, o tych, którym na czymś zależało, a których szczątki leżą w grobach po drodze. To opowieść o historii, ale też o życiu. Świetnie, że dzieci chcą jeszcze tego słuchać. Na koniec stajemy przy Jerzym Ficowskim, który za pośrednictwem swojego nagrobka każe się przechodniom śmiać, więc uśmiechamy się do pięknej duszy poety, która dodaje nam otuchy. I opowiadamy, jak uciekając przez SB Ficowski schował się w cygańskim taborze, a następnie opisał kulturę, którą tam zobaczył dziwiąc się, że pisarze poszukują nieznanych lądów, kiedy mają u siebie Cyganów. O fascynującej inności. Przy Ficowskim słuchają nie tylko dzieci, ale i uśmiechnięci przechodnie, tej historii nie można się oprzeć.
Gdybyśmy pojechali do Gdańska i poszli odwiedzić tegoroczny grób w Bazylice Mariackiej trudno by nam było wytłumaczyć dzieciom historię. Dlaczego podczas finału święta wspólnoty ktoś wbiegł na scenę, żeby zabić nożem prezydenta miasta? Musielibyśmy powiedzieć, że zło w Czarnej Wieży znowu istnieje naprawdę, przebudza się, wychodzi z niej i zatruwa ludzi. To trudna opowieść, bo dzieje się teraz, a śmierć Pawła Adamowicza jest najtrudniejszą do pojęcia śmiercią w tym roku. Sparaliżowała nas na tydzień, bo trudno ją było umieścić w świecie znanym i przewidywalnym. Kiedy wychodzimy z Powązek, zostawiamy mrok cmentarza za sobą i wracamy do ciepłego domu. Po wyjściu z Bazyliki Mariackiej zostaniemy wciąż w tym samym świecie, bo ta historia wciąż trwa. Nie znamy jej zakończenia, więc trudno ją opowiadać dzieciom.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.