„Pierwszy w historii polskiego parlamentaryzmu zespół do spraw równouprawnienia społeczności LGBT” cieszyła się posłanka Barbara Nowacka z klubu KO na Twitterze dodając do wpisu swoje roześmiane zdjęcie z pierwszych obrad pierwszego zespołu. To rzeczywiście przełom. Zespół, którego inicjatorem i przewodniczącym jest Krzysztof Śmiszek z klubu Lewicy będzie, według zapowiedzi, przygotowywał projekty ustaw dotyczących równouprawnienia, współpracował z organizacjami pozarządowymi, które będą przedstawiać problemy, jakimi warto się zająć.
Oczywiście, że nie doprowadzą wbrew PiS do przegłosowania ustawy o związkach partnerskich, czy ślubach dla par jednopłciowych, ani o możliwości adoptowania przez nie dzieci, nie przeforsują zmian w prawie, które pozwolą ścigać przestępstwa motywowany homofobią. Jednak w sejmie, do którego zdążyliśmy przywyknąć przez ostatnie cztery lata, a także na pierwszych posiedzeniach obecnej kadencji, wprowadzą rewolucję już dzięki swojej obecności.
Dobrze zabrzmiała zapowiedź członkini zespołu Beaty Maciejewskiej z klubu Lewicy. – Jako zespół funkcjonujący w Sejmie musimy reagować na te słowa, które padają tutaj od razu na bieżąco i wydawać oświadczenia w tej sprawie. Nie powinniśmy pozwalać, żeby polski Sejm, który służy do tego, żeby przede wszystkim przestrzegać konstytucji, pozwalał sobie, żeby z mównicy sejmowej padały słowa, które są z konstytucją niezgodne.
Posłanka miała na myśli konkretne słowa, a nie hipotetyczne. Wymieniła przemówienie marszałka seniora Antoniego Macierewicza i expose premiera Mateusza Morawieckiego. Premier mówił: „Dzieci są nietykalne. Kto podniesie na nie rękę, tę ideologiczną rękę, ten podnosi rękę na całą wspólnotę. Kto chce dzieci zatruć ideologią (…), bez zaproszenia wejść do szkół, ten podkłada pod Polskę ładunek wybuchowy. Chce wywołać wojnę kulturową. Nie dopuszczę do niej.
Premier, jak można się domyślić miał na myśli między innymi zajęcia antydyskryminacyjne, które w szkołach chcą prowadzić niektóre samorządy, np. Gdańsk, czy Warszawa. Wynika z tego, że próby ratowania uczniów, którzy są osobami LGBT przed agresją, poniżaniem, prześladowaniem ze strony kolegów premier nazywa wojną kulturową i weźmie w niej udział po stronie status quo. Uczniowie nadal mają wołać z okna szkoły „ciota” na widok nadchodzącego kolegi geja, jak to miało miejsce w wypadku chłopaka, który po latach podał szkołę do sądu za to, że nic nie zrobiła i wygrał.
Ciężko jest słuchać, jak publicznie padają słowa, które nie powinny padać nawet po cichu, słowa niedopuszczalne, szerzące nienawiść i demonstrujące siłę, ordynarne, brutalne. A takie słowa padały w sejmie ostatniej kadencji jak w żadnym innym. Wypowiedzi polityków przemawiających z mównicy sejmowej przekraczały kolejne granice, choć wydawało się, że dalej posunąć się nie można. Pogarda i szczucie, które odbywało się poza sejmem cieszyło się uznaniem jego przedstawicieli. W tej kadencji jest szansa na zmianę.
Pewnie nie stanie się tak, że ci, którzy rozkręcili się w brutalnych przemowach nagle zamilkną, albo zmienią ton. Jednak są nowi, którzy powiedzą: Stop. Wypunktują to, co niedopuszczalne, głośno nazwą nienawiść, pogardę i homofobię, jak zapowiadają członkowie zespołu do spraw równouprawnienia społeczności LGBT. To nie przyniesie konkretnych zmian w prawie, ale sprawi, że przestaniemy się przyzwyczajać do fatalnych obyczajów. Pod tym względem w ciemnym sejmie nareszcie zaświeciło słońce.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.