Jak Korwin-Mikke został januszem historii i politologii

Jak Korwin-Mikke został januszem historii i politologii

Janusz Korwin-Mikke
Janusz Korwin-Mikke Źródło: Newspix.pl / Maciej Gilewski
Lider Konfederacji twierdzi, że Związek Sowiecki nie ma nic wspólnego z Rosjanami, którzy zostali podbici i wymordowani przez sowieckich Żydów i Polaków. Radzi też Putinowi, żeby odciął się od sowieckiego imperium, które zbudował Gruzin Stalin, Żyd Jagoda, Ukrainiec Chruszczow i Megrel Beria.

Lider Konfederacji znany jest ze swojego uwielbienia dla Jego Ekscelencji , jak sam nazywa rosyjskiego prezydenta. Daje jej raz po raz wyraz, choćby przyjmując zaproszenia z Moskwy do odwiedzenia okupowanego przez Rosję Krymu, gdzie zachwala sprawność okupacyjnej administracji. W szeregach jego partii można też znaleźć środowiska otwarcie flirtujące już nie tylko z rosyjską propagandą, ale wręcz ze służbami naszego wschodniego sąsiada. Nic więc dziwnego, że posłowie tej partii nabrali wody w usta, gdy Jego Ekscelencja uruchomił lawinę dobrze skalkulowanych ataków, mających na celu dyskredytowanie Polski na arenie międzynarodowej. Korwin Mikke zabrał w końcu głos na łamach Rzeczpospolitej, nazywając tę dobrze zaplanowaną akcję „niemądrymi żartami” i przechodząc potem do absurdalnych rozważań, w których zaplątał się ze własne sznurowadła.

Korwin najpierw zgadza się z Putinem, że nie można zrównywać ZSRS i II Rzeszy, po czym sam bezwiednie to robi, twierdząc, że w 1918 roku Związek Sowiecki napadł na Rosję i pokonał ją w wojnie domowej. To zupełnie tak, jakby twierdzić, że na Niemców w 1933 roku napadli naziści. Nie wiadomo dokładnie, skąd przybyły te dwa tajemnicze ludy, sowieci i naziści, ale znamy dobrze ich ofiary: są nimi biedni Niemcy i biedni Rosjanie.

chyba poważnie traktuje swoją role egzegety, tłumaczącego Polakom wielkość pułkownika Putina. Jeśli tak, to żeby się nie wygłupiać, powinien jednak na stare lata przyswoić sobie trochę wiedzy. Choćby na temat tego, że sowieci i naziści nie byli kosmitami, tylko wytworem narodów i systemów państw, w których działali. Ale gdzie tam! Fakty nie pasują do pokrętnej tezy, zgodnie z którą Putin nie jest żadnym kagiebistą, reaktywującym sowieckie imperium od Syrii po Ukrainę, tylko odnowicielem chrześcijańskiej świętej Rusi i carskiego samodzierżawia. Już od czasów Stalina każdy wie, że to jedno i to samo. Jak się okazuje, każdy, poza Januszem Korwin-Mikkem.

W jego rojeniach mamy inwazję sowietów z kosmosu i eksterminację narodu rosyjskiego dokonaną rękami Polaków, bo szefem CzeKa, był Feliks Dzierżyński i Żydów, bo wedle Jego Ekscelencji Putina 80 proc. kierownictwa bolszewickiego stanowili Żydzi. Korwin pisze też, że przed ostatecznym upadkiem Rosjan uratował Stalin, któremu są oni do dziś wdzięczni za, jak to określił, „likwidację bolszewickiej hołoty”. Reaktywowany niedawno w Sejmie wieczny enfant terrible polskiej polityki podpowiada nawet Rosjanom, że powinni się od Związku Sowieckiego odciąć znacznie ostrzej niż Niemcy od III Rzeszy. Bo niezależnie od podejmowanych tu i ówdzie prób stworzenia pozbawionych tożsamości narodowej nazistów, ostatecznie każdy wie, że przynajmniej ich przywódcy to byli jednak Niemcy a nie kosmici.

Jednak rewolucja w Rosji nie dokonała się wedle Korwin-Mikkego rękami Rosjan, tylko Żydów i Polaków, a sowiecki imperializm stworzyli wspólnie Gruzin Stalin, Żyd Jagoda, Ukrainiec Chruszczow i Beria, który był Megrelem z Abchazji. Lider Konfederacji sygnalizuje nawet pewne rozczarowanie wielbioną przez niego Ekscelencją. Putin wedle niego dobrze zaczął, reaktywując rosyjskość zgnębioną przez sowietów, definiowanych nie jako wytwór wielkoruskiego szowinizmu, tylko jako polską, żydowską, gruzińską czy ukraińską „hołotę”.

Jego Ekscelencja mógłby nawet stanąć na czele świętego i niepokalanego, czysto rosyjskiego państwa, do którego tęskni Korwin-Mikke, gdyby nie zaczął flirtować z sowiecką spuścizną. Tutaj autor deklaruje wielki niesmak dla apoteozy czasów, „gdy Rosjanie jako mięso armatnie maszerowali i bili się pod sztandarem z sierpem/młotem i czerwoną gwiazdą”.

Ekspiacja to cenna rzecz, zwłaszcza u ludzi znanych z wielkiego mniemania o własnej nieomylności. Lider Konfederacji nie daje nam jednak nawet tej satysfakcji, szukając w następnym zdaniu usprawiedliwienia dla agresywnej polityki Putina. Jego Ekscelencja reaktywuje sowieckie imperium nie dlatego, że jest kolejnym z długiej listy wielkoruskich władców, skupionych na ekspancji imperium, tylko z powodu przerażenia, wywołanego przez „jastrzębi z Waszyngtonu, niemal jawnie głoszących, że dążą do zniszczenia Rosji”. W Waszyngtonie owszem, mówią głośniej niż w Europie o rosyjskim zagrożeniu, ale jest to raczej realna ocena sytuacji niż dążenie do zniszczenia kogokolwiek.

Jednak to podsumowanie pozwala dobrze wywiązać się z roli naczelnego apologety Putina, w której obsadził się Korwin-Mikke. Czytelnik Rzeczpospolitej dowie się tego, na czym Kremlowi zależy najbardziej: że szlachetna i dzielna Rosja nie chce nikomu zrobić nic złego, musi się tylko bronić przed atakami. Każdy może sobie w tym miejscu wstawić dowolnego agresora: Ukraińców, Polaków, Brytyjczyków czy Amerykanów. Dobrze jednak przy takiej okazji zadać sobie pytanie: czy ta wielka miłość do Rosji Władymira Putina nie jest przypadkiem w jakiś sposób odwzajemniana?

Źródło: Wprost