Moment wygrania wyborów to dla polityka najmilsza chwila w życiu. Jeszcze tylko wywiady, uściski w blasku fleszy, a potem światła gasną i trzeba ruszać do roboty. Tym bardziej, że lada dzień zostaną ogłoszone wybory prezydenckie. Z powszechnych wyborów na szefa Platformy wynikają dwie rzeczy - po pierwsze partia bardzo mocno się skurczyła. W głosowaniu uczestniczyło zaledwie około 8 200 osób na 10800 uprawnionych. Jeszcze podczas poprzednich wyborów na szefa partii, w 2016 roku, które wygrał Grzegorz Schetyna, Platforma liczyła ponad 33 tys. członków. Zatem pobyt w opozycji formacji wyraźnie nie posłużył. I to jest zła wiadomość.
Ale jest i dobra - w Platformie najwyraźniej pozostali ludzie chcący się angażować w życie partii, skoro frekwencja wyborcza wyniosła 76 proc. W 2013 roku, gdy wyzwanie ówczesnemu przewodniczącemu Donaldowi Tuskowi rzucił Jarosław Gowin, do wyborów na szefa PO pofatygowało się tylko 51 proc. działaczy.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.