Widok tłumów młodych ludzi, kłębiących się na plażach Florydy i w okolicznych barach nie powinien niego dziwić. Nie tylko dlatego, że Spirng Break to w USA studencka tradycja, nakazująca unużać się w pijaństwie i rozpuście w czasie wiosennych wakacji - najlepiej na Florydzie właśnie.
Ale nie o studenckie rytuały tutaj chodzi, ani o trywialne stwierdzenie, że młodzież musi się wyszumieć. Nie jest też tak, że studenci w USA wzięli po prostu przykład z prezydenta Trumpa, który jeszcze niedawno ostentacyjnie umniejszał znaczenie epidemii. Trump na pewno nie jest bohaterem z bajek większości z nich.
Lekceważenie, okazywane przez młodych Amerykanów zagrożeniu bierze się skąd inąd. Po co ograniczać swoje przyjemności, jeśli dla dwudziestokilkulatków jedyne niebezpieczeństwo to lekki katar, kaszel i ból głowy, na pewno nie większy, niż kac, jakiego nabawią się nadużywając alkoholu, marihuany i kokainy. Wielu z nich koronawirusa nawet nie zauważy w szale wiosennej zabawy. A że mogą oni zarazić setki, jeśli nie tysiące starszych ludzi, dla których wirus może być zabójczy? I co z tego? Beztroska a przy okazji i bezmyślność podpowiada, że ci starcy i tak przecież na coś muszą umrzeć. Po co więc poświęcać im uwagę?
Smutne to, ale prawdziwe i być może najbardziej przerażające w czasie pandemii, w której ludzie starsi i słabsi są zagrożeni albo wręcz skazani. Zostanie po nich tylko beztroska i bezmyślna młodość, która musi się wyszumieć, choćby po trupach swoich rodziców i dziadków.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.