Społeczne problemy, które powstają w związku z pandemią koronawirusa pokazują najsłabsze elementy naszych słabych systemów – edukacji, opieki zdrowotnej, rynku pracy. To, co do tej pory było po prostu złe, teraz, w warunkach kryzysu prowadzi do katastrofy.
Rynek pracy. Właśnie okazuje się, że tysiące Polaków z dnia na dzień zostaje bez środków do życia. Że ich warunki pracy nie różnią się znacząco od sytuacji robotników z fabryk w czasach rewolucji przemysłowej. Media opisują historie współczesnych rodzin, które nie zastanawiają się, jak zrobić zakupy w nowych, utrudnionych warunkach, tylko czym za nie zapłacić. To rodziny utrzymywane z pracy na śmieciówkach, ludzie, którzy z dnia na dzień stracili dochód, bez odpraw, bez uprzedzenia, bez jakichkolwiek zabezpieczeń i uprawnień. Przez lata pracowali na umowach, które ich w żaden sposób nie chroniły przed nagłą utratą pracy i teraz te umowy przestały obowiązywać. Nasz zły, źle działający rynek pracy, który podobno w czasach przed epidemią i kryzysem był rynkiem pracownika, tolerował tę patologię w ciszy i absolutnym spokoju. To, co ludziom doskwierało, bo na śmieciówkach nie mieli podstawowych praw takich, jak zasiłek zdrowotny w czasie choroby na przykład, teraz sprowadza na nich prawdziwe zagrożenie nędzą i finansową katastrofę.
Edukacja. Nagle okazuje się, że podstawa programowa jest przeładowana, trudna, chaotyczna, skomplikowana, że nie wiadomo, jak dziecku wytłumaczyć matematykę, jak przygotować je do klasówki z chemii, kiedy w dodatku samemu trzeba zdalnie pracować. Dlaczego nauczycielom nie udaje się tego zrobić przez internet? Bo jest tego za dużo. Dlaczego nie wystarczy, że dzieci przeczytają podręcznik? Bo podręczniki są niejasne i nic z nich nie można zrozumieć. Żeby zapamiętać i powiązać to, co jest w podręczniku trzeba już znać temat, wtedy wiedzę tam zawartą można potraktować jako materiał do powtórzenia, albo jak ściągę. Nie jest to jednak wina autorów tych książek, to efekt fatalnej podstawy programowej, która zakłada, że dzieci poznają w jednym roku katalog encyklopedycznych faktów nie wiążąc ich ze sobą, a więc i nie rozumiejąc, nie ucząc się tak naprawdę, tylko wkuwając. Wszystko to było niby wiadomo, ale teraz, kiedy szkoła zagościła w naszych domach fizycznie to słyszymy i widzimy. I na tym polu także czeka nas katastrofa, bo właśnie zbliżają się egzaminy ósmoklasistów, matury i trwa drugi semestr nauki, po którym trzeba będzie dzieci ocenić.
Opieka zdrowotna. Pandemia nie oszczędza systemów zdrowotnych także w innych krajach, jednak tam musi dojść do takiej liczby zakażeń, żeby przerosły one możliwości szpitali. U nas nawet nikt nie udaje, że możemy walczyć z koronawirusem w szpitalach, wiemy, że jedyne, co może nas uratować, to społeczna izolacja, zatrzymywanie Polaków w domach. To dla nas jedyna nadzieja, że uratujemy się przed epidemią. Wszyscy wiemy doskonale, że polska ochrona zdrowia jest tak słaba, że nie wytrzyma nawet lekkiego przeciążenia i musimy robić wszystko, żeby ją przed tym ratować. Tragicznie mała liczba testów, materiałów ochronnych, lekarzy, pielęgniarek nie stawi czoła żadnemu przeciążeniu. Wiedzieliśmy oczywiście, że ochrona zdrowia w Polsce w katastrofalnym stanie, jednak teraz to się na nas mści szczególnie.
Pod ciężarem katastrofy uginają się najpierw najsłabsze elementy konstrukcji państwa. U nas ugina się ich zbyt wiele. W przetrwaniu kryzysu, który nastąpi będzie nam szczególnie trudno.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.