Tarczyński, poseł PiS znany z agresywnych wystąpień, z mównicy sejmowej nazwał Jacka Protasiewicza posła Europejskich Demokratów „idiotą, który obraził Polaków mówiąc, że są rasistami”. I zażądał od marszałka Sejmu ukarania „tego idioty”. Była to reakcja na słowa Protasiewicza, że Marsz Niepodległości w Warszawie jest organizowany przez nacjonalistów, a we Wrocławiu przez rasistów. Ocena być może niezbyt mądra i mijająca się z prawdą, ale odpowiedzią na nią było zwykłe chamstwo.
Po tym wystąpieniu Tarczyński został przywołany przez prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego na krótką rozmowę. Tak do końca nie wiadomo co Kaczyński powiedział Tarczyńskiemu. Ekspert od czytania z ruchu warg (naprawdę jedno z mediów zatrudniło takiego eksperta) zdołał ustalić tylko, że Jarosław Kaczyński powiedział: „Po cholerę panie…”. Dalszy ciąg można sobie dopowiedzieć, w zależności od tego czy się lubi Dominika Tarczyńskiego czy też nie. Bo np. zdanie owo mogło brzmieć „Po cholerę panie Dominiku daje się pan prowokować temu idiocie” albo „Po cholerę panie wdaje wywołuje pan awanturę, choć nikt pana o to nie prosił”.
Akurat większość mediów liberalnych nie lubi Tarczyńskiego dlatego postawiła na wariant drugi i była wniebowzięta, że Kaczyński go usadził. Zresztą poseł miał nietęgą minę wracając na swoje miejsce. Na dodatek został ukarany przez Marszałka Sejmu obniżeniem o połowę jednej pensji. I dobrze, bo chamstwo powinno być rugowane z życia publicznego.
W tej historii uderzające jest to, że media już dawno przestały się ekscytować tym, iż posłowie wyzywają się publicznie od idiotów. Nie zwracamy uwagi na erupcję chamstwa w Sejmie. Naszą uwagę przyciąga dopiero fakt, że reaguje na to lider partyjny. Na dodatek wcale nie solidaryzujemy się z Kaczyńskim, tępiącym chamskie odzywki. Po prostu cieszymy się, iż nielubiany poseł dostał po nosie.