Kard. Müller, niegdyś prawa ręka Benedykta XVI, uważany jest za nieformalnego przywódcę opozycji antyfranciszkowej. Także z tego powodu często gości w Polsce, gdzie chętnie przyjmowany jest na konserwatywnych i prawicowych salonach. Dlatego jego wypowiedź to poważne osłabienie przeciwników papieża. Ostatnio wiązali oni poważne nadzieje z byłym nuncjuszem apostolskim w USA abp Carlo Maria Viganò. Oskarżył od papieża, że już od 2013 r. wiedział o nadużyciach seksualnych wobec chłopców i kleryków wpływowego amerykańskiego kardynała Theodora McCarricka. I mimo to go awansował. Viganò domaga się rezygnacji obecnego papieża. Sugeruje nawet, że to homoseksualne lobby kardynalskie wybrało w czasie ostatniego konklawe arcybiskupa Buenos Aires na głowę Kościoła.
Mało kto potraktował te oskarżenia poważnie. Choćby dlatego, że sam Viganò przypomniał sobie o nich po latach, gdy on i jego watykańscy przyjaciele zaczęli tracić wpływy. Ale polscy komentatorzy – brednie eks-nuncjusza przyjęli z entuzjazmem. „Jeśli zarzuty są prawdziwe, trzeba wyciągnąć konsekwencje” – mówił Tomasz Terlikowski. A Paweł Lisiecki dodawał, że Viganò to wyjątkowo wiarygodny hierarcha.
Jednak wypowiedź kard. Müllera wszystkie te mrzonki o dymisji papieża ucina. Skoro nawet tak ważny przeciwnik Franciszka go broni, to znaczy, że jego przeciwnicy są w defensywie. A to oznacza, że oczyszczanie Kościoła w wykonaniu obecnego papieża będzie kontynuowane.
Czytaj też:
Mały chłopiec zakłócił audiencję papieża. Co na to Franciszek?
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.