Trudno o lepszy dowód oderwania prezydenta Rosji od tego, czym żyją jego rodacy. Oto Władymir Putin z dumą ogłosił sukces testu nowoczesnej broni rakietowej, nazywając ją wspaniałym prezentem dla narodu na zbliżające się prawosławne Boże Narodzenie. Pocisk o nazwie Awangard to rzeczywiście wielkie osiągnięcie rosyjskiego przemysłu zbrojeniowego. Jest piekielnie szybki, zwrotny i wedle zapewnień Rosjan z łatwością poradzi sobie z najnowocześniejszymi systemami antyrakietowymi. Kremlowi, który prowadzi wojnę na Ukrainie i od dawna łamie porozumienie o ograniczeniu broni rakietowej średniego zasięgu w Europie Awangard się bardzo przyda. Daje on Rosji przewagę strategiczną nad konkurentami z Chin i USA, którzy nad tego typu pociskami, latającymi z prędkością do 25 tysięcy kilometrów na godzinę, dopiero pracują. Putin ma więc pełne prawo się cieszyć.
Nikt na świecie się jego radości nie dziwi, bo każdy zna upodobania rosyjskiego prezydenta do zbrojeń i ekspansji wojskowej. Smutne jest to, jak ta jego radość z nowej zabójczej zabawki, skierowana jest do rodaków. Oczywiście władca Rosji wie co robi, próbując takimi zagraniami pobudzać imperialne nastroje wśród poddanych. Wątpliwe jednak, czy hipersoniczny Awangard to jest akurat ten prezent, którego oczekują od władz Rosjanie. Ich codzienne zmartwienia ogniskują się wokół niepopularnej reformy emerytur, wydłużającej czas pracy w społeczeństwie, gdzie średnia życia należy do jednych z najniższych na świecie. Albo wokół stagnacji gospodarczej i izolacji kraju, wywołanej agresywną polityką Putina. Albo wokół chronicznego niedostatku swobód obywatelski czy poczucia elementarnej sprawiedliwości. W tych sferach prezentów żadnych spodziewać się jednak pod choinką Rosjanie nie mogą. Za to rakiety dał im Putin szybkie i podobno niepokonane. Czegoż chcieć więcej?
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.