Jak konszachty z Rosją zatopiły rząd Austrii

Jak konszachty z Rosją zatopiły rząd Austrii

Sebastian Kurz i Heinz-Christian Strache
Sebastian Kurz i Heinz-Christian Strache Źródło: Newspix.pl / EXPA
Austriacy, tak jak Amerykanie, też mają swoją Russiagate. Upadek rządu w Wiedniu to cios dla europejskich populistów, planujących odegranie kluczowej roli w UE po wyborach do europarlamentu

Takich materiałów, jak te z Austrii, amerykańscy śledczy pracujący nad udowodnieniem, że Donald Trump to rosyjski agent, mogliby ze świecą szukać. Tyle, że materiały z Austrii nijak się nie mają do Trumpa, który na razie chodzi w glorii chwały człowieka oczyszczonego z podejrzeń o spiskowanie z Kremlem w celu przejęcia władzy. Za to jego imitator z Austrii, lider skrajnie prawicowej Partii Wolności a jednocześnie wicekanclerz rządu w Wiedniu, Hans Christian Strache znalazł się na widelcu, złapany na gorącym uczynku i to ze spuszczonymi spodniami. Nie dosłownie oczywiście, ale jak inaczej nazwać nagranie wideo, na którym widać przyszłego wiceszefa rządu Austrii, jak oferuje emisariuszce rosyjskiej oligarchii lukratywne rządowe kontrakty, jeśli pomoże mu ona wygrać wybory. Rzecz dzieje się w 2016 roku, ale odpalona została w szczycie kampanii wyborczej do Europarlamentu, gdzie partia wicekanclerza Strache odgrywa ważną rolę.

Jego Partia Wolności, wraz z włoską Ligą wicepremiera Matteo Salviniego i holenderskimi populistami Geerta Wildersa, a także skrajną prawicą estońską, która niedawno weszła do rządu w Tallinie, tworzą populistyczną międzynarodówkę z ambicjami wywrócenia do góry nogami politycznego porządku UE. W tle majaczy także Marine Le Penn, zaciągająca pożyczki na kampanię w kontrolowanych przez Kreml bankach. ten wesoły klub przyjaciół Władymira Putina od dawna zapraszał do współpracy krytykujące UE w obecnym kształcie ugrupowania z Europy Środkowej. Od polskiego PiS finansowani przez Moskwę zbawcy Europy dostali na razie figę z makiem, bo Salvini kilka tygodni temu odbił się od gabinetu prezesa Kaczyńskiego z propozycją sojuszu na poziomie UE. Za to zaprzyjaźniony z PiS węgierski premier Viktor Orban z ludźmi pokroju Strache czy Salvini flirtuje otwarcie, licząc się z tym, że eurochadecy wywalą go po wyborach z europejskiej frakcji.

Teraz wszyscy oni muszą przełknąć żabę, jaką jest kompromitujący upadek Strachego a wraz z nim całego austriackiego rządu. Ciekawe jest, że aferę wyciągnęły nie austriackie a niemieckie media, co sugeruje być może także udział niemieckich służb w całej aferze. Jest to tym bardziej prawdopodobne, że nie dalej jak w zeszłym tygodniu szef niemieckiego Federalnego Biura Ochrony Konstytucji BvF, Thomas Haldenwang ostrzegał posłów Budestagu przed dzieleniem się tajnymi informacjami ze służbami austriackimi, mówiąc, że te przekazują je Rosjanom.

Nie mam wątpliwości, żeby ujawnienie faktu szukania przez ważnego austriackiego polityka pomocy w Moskwie jakoś specjalnie oburzyło jego wyborców. Prorosyjskie sympatie skrajnej prawicy europejskiej są od dawna dobrze znane i jakoś nie przeszkadzają jej w zbieraniu nowych procentów poparcia. Pewnie dlatego, że partie głównego nurtu w Europie mają podobne, przyjazne Kremlowi nastawienie. Nie miejmy więc złudzeń, że Niemcy, czy ktokolwiek inny, wystawił wicekanclerza Strachego, żeby popsuć szyki Rosjanom. Chodziło wyłącznie o odstrzelenie i skompromitowanie konkurenta w eurowyborach. To się udało, co jest także złą wiadomością dla PiS. Bo choć obóz rządzący w Polsce odżegnywał się publicznie od związków z prorosyjską prawicą w Europie, to jednak jakiś sojuszników po eurowyborach szukał. Klubik Salviniego i Strachego wydawał się naturalnym, choć bardzo ryzykownym partnerem. A teraz?

Czytaj też:
Polityczny skandal w Austrii. Kanclerz chce przedterminowych wyborów

Źródło: Wprost