Spędziłam trzy dni w Gdańsku na hucznych obchodach rocznicy 4 czerwca. Atmosfera ulicy kojarzyła się z grupą wsparcia. Zwłaszcza w punkcie kulminacyjnym obchodów, na placu Solidarności, ale też podczas debat w Europejskim Centrum Solidarności z udziałem znanych intelektualistów, polityków, artystów, dziennikarzy. Identyfikują się z nimi ludzie, dla których rocznica wyborów w 1989 r. była punktem przełomowym, bo od niego Polsce zaczęła się wolność.
Ci ludzie teraz wolności nie czują. Więcej, oni liczą na to, że mocno nadszarpnięta, zostanie naprawiona, że nadejdzie kolejny przełom, który sprawi że będzie tak, jak było jeszcze 4 lata temu. Oni dobrze czują się w Polsce, która mieni się częścią Europy i jest dumna z Okrągłego Stołu. Właśnie takich ludzi widziałam na ulicach podczas obchodów.
Polowali na selfie z Leszkiem Balcerowiczem, bo to dla nich twórca sukcesu polskiej transformacji. Prosili o wspólne zdjęcie z Agnieszką Holland, bo to nie tylko wielka reżyserka, ale stoi po właściwej stronie – obrony praworządności. Z satysfakcją wysłuchiwali debat prowadzonych przez znanych dziennikarzy, którzy krytykują obecną władzę. Czuli się między swoimi.
Wielu z nich uczestniczyło w ulicznych demonstracjach w obronie Trybunału Konstytucyjnego, czy Sądów. Z tego też są dumni i to ich jednoczy. Zwyczaje demonstracyjne już weszły im w krew, są wprawieni w skandowaniu „konstytucja”, czemu dawali dowód także teraz na placu Solidarności. Gdańskie obchody dla tej części Polski miały być nadzieją na zmianę. Ci ludzie czekają, aż narodzi się polityczna siła, która wygra wybory z PiS. Nie było widać, że wierzą w te narodziny przed październikiem, ale było widać, że dobrze czują się w świecie, w którym 4 czerwca to ważna data.
Ci ludzie stali się w dzisiejszej Polsce obiektem drwin. Publicyści, którzy próbują rozszyfrować fenomen społeczno-polityczny Polski po kolejnych wyborach rozumieją wyborców PiS, rozumieją młodych dla których mity założycielskie III RP nic nie znaczą, bo podobno III RP na ich los też była obojętna. Podobno dobrze się w niej czuł tylko ten koderski lud w koszulce z napisem „konstytucja”, który tęskni za czasami dumy z autostrad i Pendolino.
Nie wiem, czy nauczycielkę, z którą rozmawiałam stać na pendolino, ale na pewno jest dumna z Polski, w której jest szybka kolej i autostrady. Wyszydzani koderzy to ludzie, którzy na transformacji nie skorzystali wcale tak wiele materialnie, na demonstracjach ulicznych nie spotykamy raczej wielkiego biznesu. Jednak ci ludzie potrafią się wznieć ponad swoją pensję nauczyciela, czy emeryturę w imię większych, ważniejszych wartości. Uważam, że to godne podziwu, a nie szydery. Droga lewa i prawa strono – pamiętacie pogardę dla moherowych beretów? Nie idźcie tą drogą.
Czytaj też:
Jacek Saryusz-Wolski komentował deklarację samorządowców. Zaliczył wpadkę
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.