Epidemia głupoty groźniejsza od pandemii koronawirusa

Epidemia głupoty groźniejsza od pandemii koronawirusa

Koronawirus. Ludzie w Wielkiej Brytanii zakładają maseczki, żeby uchronić się przed zakażeniem
Koronawirus. Ludzie w Wielkiej Brytanii zakładają maseczki, żeby uchronić się przed zakażeniem Źródło: Newspix.pl / Abaca
Przeleciałem właśnie pół świata, zatrzymując się po drodze na najbardziej ruchliwych lotniskach Dalekiego i Bliskiego Wschodu. Wygląda jednak na to, że tylko w Polsce polityczni harcownicy jadą na koronawirusie, jak górale na zamęczonej chabecie, ciągnącej bryczkę z ceprami pod Morskie Oko.

Oczywiście wszędzie nowy wirus jest tematem numer jeden. Tyle, że nigdzie nie widziałem takiej histerii, jak w Polsce. A mówię o krajach, mających znacznie bardziej ożywione relacje z Chinami niż my, albo takich, które z racji swojego położenia są tranzytowymi hubami, przez które przepływają dziennie dziesiątki tysięcy ludzi ze Wschodu na Zachód i z powrotem. Można by więc pomyśleć, że wszędzie będą rozstawione kordony sanitarne, wyłapujące zarażonych, rozsiewających wirusa. Ale gdzie tam!

Żadnych specjalnych środków ostrożności nie zauważyłem, chyba, że mówimy o zawieszeniu bezpośrednich lotów do Chin. To jednak zrobiono już dawno i wszędzie. Spotyka się na lotniskach ludzi w maseczkach na twarzach, ale trudno w tym widzieć objaw jakiejś paniki. To głęboko zakorzeniony na Wschodzie zwyczaj higieniczny, spotykany powszechnie w wielu miejscach. Ludzie zakładają maseczki w miejscach publicznych nie tyle dlatego, że boją się zarazić od przechodniów, tylko ze zwykłej przyzwoitości, która podpowiada, że jeśli mam katar lub kaszel, to nie narażam innych - zakładam po prostu maseczkę. Podobnie funkcjonują dozowniki z płynem dezynfekującym, ustawione przy bramkach kontroli granicznej czy bezpieczeństwa nie od dziś i od wczoraj, tylko od dawna - bo przecież z różnych krajów ludzie przybywają i różne drobnoustroje mogą mieć na rękach.

Nikt nie grzmi jednak o konieczności przymusowych hospitalizacji, nie histeryzuje o ukrywaniu rozmiarów pełzającej rzekomo tuż pod powierzchnią zarazy, która za chwilę zmiecie połowa ludzkości. Infekcje są częścią codzienności w zglobalizowanym świecie i wszędzie tam, gdzie globalizacja jest codziennością, podchodzi się do niej z rozwagą, uwagą, ale bez zbędnych emocji. Problemy pojawiają się jednak w regionach zaściankowych, gdzie globalizacja na masową skalę jest ciągle jeszcze odległym marzeniem strategów, planujących budowę Centralnego Portu Lotniczego. Nie mamy odpowiednich nawyków ani doświadczeń, dlatego miotamy się między wzajemnymi oskarżeniami.

Z rzeczywistością nie mają one wiele wspólnego, ale są wygodnym orężem w politycznych zmaganiach, dlatego kolejni harcownicy z tej i tamtej strony jadą na korona wirusie jak, nie przymierzając, górale na chabecie, ciągnącej bryczkę z ceprami pod Morskie Oko. Tak się w tych harcach zaparli, że można by pomyśleć, że własnym życiem ryzykują, broniąc nas i naszych bliskich przed nieuchronnym końcem świata jaki znamy. Żal naprawdę na te bzdury patrzeć, zwłaszcza, gdy ogląda się je bez zaangażowania w bieżące polityczne spory, mając porównanie z krajami, które z tego typu problemami sanitarnymi stykają się znacznie częściej. Może byście panowie, zabrali się za coś pożytecznego, zamiast robić ludziom wodę z mózgów?

Czytaj też:
USA. Co najmniej 91 przypadków koronawirusa, nie żyje druga osoba

Źródło: Wprost