Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek – tak można ocenić unijną decyzję o zakupie ropy naftowej po 60 dolarów za baryłkę drogą lądową przy wchodzącym dziś w życie embargu na jej import drogą morską. Moskwa warunków cenowych oficjalnie nie akceptuje. Decyzja UE ma być rewidowana co dwa miesiące, a cena stale niższa o… 5 procent od średniej ceny rosyjskiej ropy i produktów ropopochodnych. Uzależniona od Rosji Europa będzie tym samym nadal finansować agresję Putina w Ukrainie, a UE i tak pozostanie znaczącym klientem Moskwy w zakupach ropy.
Tak naprawdę po raz kolejny to Polska potrafiła się zachować negując limit cenowy za baryłkę krwawej ropy z Rosji i proponując o połowę niższy. Putin i tak musiałby sprzedać surowiec i tak, podobnie, jak oferował go po nieco ponad 50 dolarów, byle ktoś to kupił, biorąc pod uwagę, że wchodzi właśnie w życie embargo na zakup ropy z Rosji wysyłanej drogą morską.
Ale zakupy drogą lądową nadal będą możliwe. I choć dostawy spadną o jakieś 2/3, to UE nadal będzie kupować rosyjską ropę (rurociąg „Przyjaźń”) i nie potrafiła porozumieć się w sprawie obniżenia maksymalnej ceny na ten produkt, choć naprawdę miała okazję postawić Putina pod ścianą.
Źródło: Wprost
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.