Rozmowy wojenne – nie chcielibyście ich prowadzić. Z czasem coraz więcej telefonów milczy

Rozmowy wojenne – nie chcielibyście ich prowadzić. Z czasem coraz więcej telefonów milczy

Janusz Szeremeta
Janusz Szeremeta Źródło: WPROST.pl / Karolina Baca-Pogorzelska
„Cześć, co u Ciebie? U mnie w porządku, ja za kierownicą. Dwóch naszych nie ma. Jedno ciało na szczęście mam. Z drugiego został tylko duży palec. A Ty jak?” – umielibyście sobie wyobrazić prowadzenie takich rozmów niemal codziennie, przez niemal 13 miesięcy? Oczywiście, że tych dobrych, pozytywnych, podtrzymujących jest więcej, ale takie uczą zupełnie innego spojrzenia na życie i w zasadzie każdą jego minutę.

„Żyję” – w wielu przypadkach taka wiadomość, i to wcale nie codziennie, musi wystarczyć. Do jej braku też trzeba się przyzwyczaić. Póki jednak przychodzi „żyję” jest względnie. Ale z czasem coraz więcej telefonów milczy. Czasem na dłuższą chwilę (bo „tylko” 300, czyli ranny), czasem na zawsze (bo 200, czyli martwy).

Czasem, to ktoś, kogo widziało się raz w życiu, czasem ktoś o wiele bliższy. Ba, czasem nawet ktoś obcy, tylko przez znajomych znajomych przychodzi rozpaczliwa prośba „pomóż, od iluś dni nie ma kontaktu”.

Hej, u mnie dobrze, byliśmy na bachmuckim odcinku, cofają nas, by brygada się odbudowała. Trzymaliśmy tak długo, jak było to możliwe. Niestety nie bez strat, choć nasza rota najmniej dostała, chwała Bogu. Orków na naszym odcinku padło prawie 600 w ciągu 24 godzin, prawie setka na jednym polu leżała. Trochę nas cofają na odbudowanie” – pisze po długiej, bardzo długiej przerwie kolega.

Źródło: Wprost