Mój ojciec, rocznik 1940 opowiadał mi historię ze swojej młodości. Razem z kolegą spędzał wakacje na wsi. Miał może 10 lat. Pobliski gospodarz trzymał psa przy budzie, na łańcuchu. Nazwijmy go Pikusiem i załóżmy, że był nieszczęśliwym, przyjacielskim zwierzęciem. Na wakacjach tato z kolegą znaleźli innego psa, szczenię. Pomyśleli, że zaniosą je do tego gospodarza, skoro ten tak lubi zwierzęta. Ma jednego pieska, przygarnie i drugiego. Gospodarz, owszem przyjął szczenię, następnie ciosem w głowę zabił Pikusia, wyrzucił trupa, a szczeniakowi nałożył obrożę z łańcuchem zabitego.
Ojciec był człowiekiem wyjątkowej wrażliwości i opowiadał mi tę historię wielokrotnie, wstrząśnięty, jakby zdarzyła się wczoraj, a nie 60 lat wcześniej.
Nic się nie zmieniło.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.