Ukraińscy żołnierze na froncie powtarzają, że walczą o to, by ich kraj był wolny, ale też o to, by jego zdecydowana większość nie odczuwała skutków rosyjskiej agresji. Jednak coraz bardziej dotyka ich to, jak wielu ich rówieśników, zamiast walczyć, czy chociaż pomagać, żyje zwyczajnym życiem. Bo w Ukrainie dziś ścierają się dwa światy.
Gdy wyjeżdżam z mojej podkupiańskiej wsi przy dźwiękach rosyjskiego ostrzału pociskami 152 mm patrzę na moich umęczonych chłopaków, którzy są w tym miejscu już prawie rok, a wcześniej pracowali na Donbasie. Rotacja to dla nich słowo yeti – każdy tu o niej słyszał, ale nikt nie doświadczył. I to mimo, iż to 103. Brygada Sił Obrony Terytorialnej, czyli ochotnicy.
Nikt ich nie mobilizował, nikt ich do niczego nie zmuszał. Fakt – myśleli, że co najwyżej wylądują na jakichś blokpostach, bo podejrzewam, że wielu z nich wiedząc, na co się pisze, niekoniecznie podjęłoby decyzję o wstąpieniu do wojska. Teraz pracują na samych zerówkach, ich najbardziej wysunięte pozycje to może 100, może 200 m od ruskich.
Źródło: Wprost
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.