Minęła szósta rocznica śmierci mojego taty. Poszedłem na grób, zapaliłem świeczkę. Lubię przedchrześcijańską ideę kapliczek domowych poświęconych przodkom. Poganie, myślę sobie, byli jednak mądrzejsi od nas.
Tato kochał życie, a z rzeczy, których mnie nauczył wybrałbym pracowitość. Był malarzem, a swoje obrazy tworzył pokornie, z rzemieślniczą niemal sumiennością. Właśnie to połączenie rzemiosła i artyzmu poniosłem ze sobą w dorosłość. Wyróżniał się też wspaniałym poczuciem humoru. Mam pewność, że doceniłby historię pośmiertną, którą tu przytoczę.
W dniu pogrzebu poszedłem do kostnicy zidentyfikować zwłoki. Była ósma rano, wczesny październik. Towarzyszył mi opiekun ojca, dobry człowiek, który doglądał go w ostatnich latach choroby. Wcześniej wypiliśmy po małpce przed sklepem. Nie robię takich rzeczy na co dzień, no ale też nie codziennie wybieram się, żeby zobaczyć ojca w trumnie.
Źródło: Wprost
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.