Branie głodem i pragnieniem dwóch milionów ludzi, którzy z rąk własnych fanatyków wycierpieli bardziej, niż ze strony Żydów, nie przynosi żadnej chluby Izraelowi. Odcinania mas palestyńskich zakładników Hamasu od prądu, wody i jedzenia nie usprawiedliwiają najgorsze nawet masakry, dokonywane przez muzułmańskich fanatyków.
Mimo to, izraelskie przywództwo, które najwyraźniej pokpiło kwestię bezpieczeństwa kraju, próbuje teraz zrehabilitować się w bezwzględnej zemście.
Pierwszy odruch jest taki, żeby żądać odwetu. Jednak w formie, jaką proponuje gabinet wojenny premiera Benjamina Netanjahu, nie rozwiąże on żadnych problemów.
Porwanych z Izraela i przetrzymywanych w podziemiach Gazy zakładników czeka śmierć: część już zginęła w izraelskich nalotach, innych hamasowcy wymordują, licząc, że powstrzymają albo chociaż spowolnią odwet.
Zemsta wymierzona w terrorystów dotknie także żyjących w urągających ludzkiej przyzwoitości warunkach cywilów z Gazy, którzy mają pełne prawo obarczać Hamas współodpowiedzialnością za swój los. Zamiast jednak pozbyć się fanatyków, uparcie odmawiających żydowskim sąsiadom prawa do życia, a Izraelowi do istnienia, mściciele doprowadzą do zradykalizowania tych, którym uda się jakoś przeżyć lądową inwazję izraelską na Gazę.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.