Lider libańskiego Hezbollahu, Hasan Nasrallah, przemawiał długo i kwieciście grożąc Izraelowi odwetem za zabicie jednego z liderów palestyńskiego Hamasu. Wszyscy jednak wiedzą, że nic z tego nie będzie. Nadymanie się sponsorowanych przez Iran terrorystów to tylko pozory, maskujące niewygodny dla arabskich watażków fakt, że Izrael ma na razie pełną swobodę w polowaniu na każdego, kogo chce zlikwidować.
Infiltracja Hezbollahu
Zabity w Bejrucie hamasowiec Salah al-Aruri cieszył się pełną ochroną Hezbollahu. Jeśli zginął, to oznacza, że pozycja tej organizacji w Libanie wcale nie jest taka mocna. W każdym razie nie na tyle, żeby nie można było znaleźć zdrajcy lub wynająć szpiega, który zinfiltrował matecznik Hezbollahu, rozciągający się od południowych dzielnic Bejrutu aż po granicę z Izraelem. Salah al-Aruri to faktyczny przywódca Hamasu, dowódca wojskowy, wsławiony lata temu wyciągnięciem z izraelskich więzień terrorystów, wymienionych za porwanego izraelskiego żołnierza, Gilada Shalita.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.