We wtorek, 13 lutego, odbyło się kolejne posiedzenie „Zespołu Pracy dla Polski”, na czele którego stoi były premier Mateusz Morawiecki.
Czym jest „Zespół Pracy dla Polski”?
To zapowiedziana tuż po wyborach inicjatywa Prawa i Sprawiedliwości, która wbrew pozorom nie jest tzw. gabinetem cieni. Ma ona stanowić dowód na to, że PiS będzie w tej kadencji merytoryczną opozycją, która nie ogranicza się wyłącznie do krytyki rządu.
W skład „Zespołu Pracy dla Polski” – oprócz polityków wspomnianego ugrupowania– wchodzą również niezależni eksperci z różnych dziedzin.
Ich zadaniem jest analizowanie najistotniejszych kwestii dla naszego kraju i w konsekwencji tworzenie projektów ustaw, które będą na bieżąco zgłaszane do Sejmu. Dotychczasowych przeanalizowano m.in. potrzebę budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego.
Buda: Mówimy tu o przesunięciach nawet do 10 lat
Tematem ostatniego posiedzenia była budowa elektrowni jądrowych. Wnioski z posiedzenia zaprezentował mediom m.in. były minister rozwoju i technologii Waldemar Buda.
Ostrzegł, że ewentualna zmiana lokalizacji pierwszej elektrowni, która ma powstać w miejscowości Choczewo na Pomorzu, opóźniłoby realizację tej inwestycji nawet o dekadę.
– Wątpliwości, jakie przez obecny rząd (...) stawiane są różnym projektom strategicznym Polski, nie ominęły również inwestycji w energetykę jądrową. Słyszeliśmy bardzo głośną wypowiedź (...) chociażby wojewody pomorskiej ws. lokalizacji pierwszej inwestycji atomowej w Polsce (...). Jeżeli ktoś dziś mówi o zmianie lokalizacji, to mówimy tu o przesunięciach na poziomie nawet do 10 lat. Mamy decyzję lokalizacyjną, mamy decyzję środowiskową (...). Zatrzymanie tych prac i wskazanie nowej lokalizacji demoluje ten projekt na wiele lat – tłumaczył Buda.
„Do 2036 r. grozi nam deficyt energetyczny”
Zapowiedział, że „Zespół Pracy dla Polski” zamierza zaangażować cały parlament w obronę tego projektu. Były minister zaznaczył, że w perspektywie kilkunastu lat Polsce grozi deficyt energetyczny.
– Do 2036 r. grozi nam deficyt na poziomie ok. 18 GW. To jest bardzo ważna informacja, bo jeżeli mówimy o tym, czy elektrownia atomowa jest nam potrzebna, czy nie, to dyskutujemy o tym, w jaki sposób zagospodarujemy braki w systemie mocy i deficyt, który może się pojawić w najbliższym czasie. Także to nie jest kwestia tego, czy chcemy, tylko oczywiście powinniśmy realizować tego typu inwestycje – kontynuował Buda.
Zwrócił także uwagę, że w kwietniu ubiegłego roku wygaszono w Niemczech ostatnią działającą w tym kraju elektrownię jądrową.
– W ramach polityki, która miała polegać na posłużeniu się gazem, jako głównym źródłem produkcji prądu. To, jak wiemy, spaliło na panewce i ta transformacja okazała się nieskuteczna (...). Atak Putina na Ukrainę doprowadził do zablokowania projektu Nordstream (...). Dziś już jest praktycznie podjęta decyzja w Niemczech o wznowieniu działalności nawet do 8 reaktorów (...). Niemcy również mają deficyt energetyczny i w najbliższych latach będą się borykać z bardzo droga energią – uzupełnił Buda.
Czytaj też:
Opóźnienie przy budowie elektrowni jądrowej? Morawiecki zabrał głosCzytaj też:
„Mnóstwo osób jest zawiedzionych...". Buda o nowym programie mieszkaniowym rządu