Zabicie Nawalnego ma zatrzeć fatalne wrażenie, jakie zostało po niesławnym wywiadzie Putina z Tuckerem Carlsonem. Prezydent Rosji wyszedł w nim na odklejonego od rzeczywistości nudziarza, ujawniając przy okazji zadawnione kompleksy rosyjskie wobec Polski.
Mord na Nawalnym – bo chyba nikt nie wierzy w zasłabnięcie na spacerniaku – przynosi Putinowi ulgę. Przywraca wizerunek twardziela, którego należy się bać i szanować.
Jest też hołdem dla jego wszechwładzy w Rosji, złożonym na kilka tygodni przed przedłużeniem jego prezydentury. Przychodzi to reżimowi łatwo.
Przecież każdy wiedział, że Nawalny był martwy od momentu, gdy zdecydował się wrócić z wygnania do Rosji. To, że reżim pozwalał mu żyć jeszcze przez kilka lat, związane było ściśle z nadziejami na jakieś porozumienie z Zachodem. Kreml dobrze wiedział, że świat Nawalnego kochał i szanował jako symbol tej mitycznej innej, lepszej Rosji. Złudne to były zawsze nadzieje. Putin zadbał przecież osobiście, likwidując lub wypędzając każdego, kto mógł uprawdopodobnić jej istnienie. To, że dał żyć właśnie Nawalnemu, pokazuje, jak precyzyjnie rozpoznano sentymenty zachodu, postanawiając grać na nich do samego końca.
Ten koniec właśnie nastąpił.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.