Im większe i bardziej realne staje się dla nas bezpośrednie zagrożenie ze strony Moskwy, tym chętniej zaczynamy brnąć w pułapki, zastawiane przez Rosję. Prowadzą nas tam nie tylko umoczeni po pachy w kolaboracji z reżimem na Kremlu politycy, rządzący w Berlinie czy Paryżu, ale także nasi pożal się Boże nacjonaliści – patrioci. Bronią oni Polski niepokalanej, ale po cichu wzdychają do tej samej Eurazji, którą Putin oferował Niemcom i Francuzom w zamian za wypchnięcie Jankesów z Europy. To jest zresztą ciągle kusząca perspektywa. To dlatego Scholz z Macronem zachowują się w sprawie Rosji zgodnie ze starym hasłem europejskich elit, które brzmi: chcemy, żeby było tak, jak było.
My w Polsce raczej tego nie chcemy. Tyle, że teraz nie ma co do tego już takiej pewności, jak dwa lata temu. Coś się zmieniło w narodzie, który do niedawna był dumny z masowej solidarności, okazanej zaatakowanym przez Moskali sąsiadom.
Dziś pokazujemy się światu przez pryzmat bandy zmanipulowanych pieniaczy, blokujących granicę Ukrainy raczej w rosyjskim, a nie w polskim interesie.
Ile siana trzeba mieć we łbie, żeby wsiadać do kupionego za unijne miliony amerykańskiego traktora i jechać na granicę ukraińską z hasłem, wzywającym sprawiedliwego cara Putina do ratowania Polski przez UE? Czy chłop polski naprawdę aż tak bardzo zajęty jest obroną przez ukraińską nawałą, że nie dostrzega prawdziwego zagrożenia, jakie stwarzają sprawcy rzezi w Buczy czy zagłady Mariupola?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.