Jest taki filmik z zalanych wodą ulic Orska, na którym wypchana umundurowanymi oficjelami amfibia brodzi wśród kajaków i lichych pontonów, używanych przez zwykłych Rosjan. – Patrzcie, minister ds. sytuacji nadzwyczajnych, jeszcze powinien pier***nego Putina przywieźć. Pomacham im – słychać drwiący głos z offu. Los mieszkańców miasta, położonego na głębokim rosyjskim zadupiu, tuż przy granicy z Kazachstanem jest klinicznym przykładem tego, jak funkcjonuje putinowski Bardakistan. Warto, żeby bliżej przyjrzeli się temu szczególnie ci wszyscy żyjący sobie wygodnie na zachodzie pożyteczni idioci, tęskniący za triumfem Moskwy.
Położony nad rzeką Ural Orsk od 2010 roku był chroniony przez cyklicznymi powodziami przez tamę. Jej budowa pochłonęła ponoć aż miliard rubli. 80 procent z tej kwoty rozkradli skorumpowani urzędnicy lokalnego i centralnego szczebla. Na solidny beton pieniędzy już oczywiście nie wystarczyło, dlatego zastosowano wały ziemne, udzielając na nie ledwo trzy lata gwarancji. Po czternastu latach partanina w końcu się poddała, puszczając w kilku miejscach i zalewając gęsto zaludnione tereny.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.