Rozmawiamy o motywacji tak jakby była jakimś magicznym skarbem, który można wykopać, jeśli tylko dostaniemy mapę i odpowiednią łopatkę. A tak naprawdę, to bardzo często nie brakuje nam motywacji jako takiej, a siły, by wykonywać codzienne czynności.
Jako trenerka biznesowa, mam z tyłu głowy całkiem sporą ilość teorii na temat motywacji, od tych jak puch mięciutkich, po agresywną motywację słowną, zakrawającą o mobbing.
Teorie motywacji ewoluują. To, co powstało 40 lat temu może być już aktualne w kilku procentach, bo zmienia się to, jak pracujemy i jak funkcjonujemy. To co motywowało boomersów, nie jest już nawet argumentem, żeby się ruszyć dla Gen Z. Czy jesteśmy w stanie wygenerować w sobie zatem troszkę więcej dopaminy, o tak, żeby po prostu bardziej nam się chciało?
Różnorodność teorii motywacji
To, co do mnie dość mocno przemawia, to teoria Atkinsona, a spłaszczając ją do jednego zdania: jeśli zaczynasz robić coś, czego efekt może wzbudzić w tobie poczucie dumy, to będzie Ci się bardziej chciało, żeby to dokończyć.
Może to właśnie dlatego z takim poczuciem odpowiedzialności rodzice wożą dzieci na rozmaite zajęcia pozalekcyjne, rezygnując często z własnych przyjemności i pasji?
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.