Panika po wyborach w Turyngii. Powinniśmy zacząć bać się Niemców?

Panika po wyborach w Turyngii. Powinniśmy zacząć bać się Niemców?

Kanclerz Niemiec Olaf Scholz
Kanclerz Niemiec Olaf Scholz Źródło: PAP/EPA / Clemens Bilan
Rozbita wewnętrznie koalicja, kierowana przez nieudolnego kanclerza, toruje drogę do władzy w Berlinie skrajnym partiom z prawej i lewej strony. Budują one swoje poparcie na jawnej ksenofobii, odrzucaniu wstydu za III Rzeszę i przekonaniu, że na wschód od Niemiec jest tylko Rosja. Czy zamiast patrzeć na niemiecką demokrację jak ciele w malowane wrota, powinniśmy zacząć bać się naszych zachodnich sąsiadów?

Sąsiad wrócił z wyborów w Turyngii w nieciekawym nastroju, bo na łydce uczestnika jednego z wieców AfD dostrzegł wytatuowanego żołnierza Wehrmachtu w pełnym umundurowaniu. Jego niepokój ma znaczenie, bo sąsiad jest ekspertem od spraw niemieckich. Pracuje dla poważnych międzynarodowych instytucji, takich, co to mają wpływ także na politykę obecnego polskiego rządu wobec Niemiec.

Jako ekspert sąsiad wie, że szturmowiec tysiącletniej niemieckiej rzeszy nie znalazł się na łydce mieszkańca Gery w Niemczech wschodnich wczoraj. Był tam od lat, ale skrzętnie skrywany pod nogawką długich spodni. Fakt, że sympatyk AfD założył w końcu krótkie spodenki trudno uznać wyłącznie za skutek katastrofy klimatycznej – nawet jeśli Niemcy przepadają za tym tematem. Ów krzepki – sądząc ze zrobionego przez sąsiada zdjęcia – Niemiec obnażył łydkę z żołnierzem III Rzeszy, bo jak wielu innych Niemców, czuje się on zupełnie swobodnie z manifestowaniem swoich hitlerowskich tęsknot.

Są te tęsknoty na tyle silne, że w tym roku Niemcy uczcili kolejną rocznicę rozpoczęcia przez nich II wojny światowej, dając historyczne zwycięstwo wyborcze AfD, partii jawnie odwołującej się do wielkości Niemiec z lat 30 i 40 XX wieku.

Na razie zwycięstwo ma charakter regionalny. Wiele wskazuje jednak na to, że to dopiero przygrywka do większej zmiany.

Ekstremiści z prawej i lewej

Niemcy rządzone są przez rozbitą wewnętrznie koalicję, na czele której stoi nieudolny i chwiejny kanclerz Olaf Scholz. Jego przywództwo w czasach zagrożenia wojną ze strony Rosji okazuje się dla Niemiec i Europy kompromitującą katastrofą, o której głośno mówią najpoważniejsze niemieckie instytuty, zajmujące się analizowaniem polityki zagranicznej Berlina.

Świadomie, czy przez przypadek, Scholz wytwarza polityczną próżnię, dającą skrajnym ugrupowaniom politycznym w Niemczech swobodę działania, jakiej nigdy dotąd nie miały.

Skojarzenia z republiką weimarską, torującą swoimi słabościami drogę do władzy dla Hitlera i NSDAP, być może wcale nie są na wyrost.

Artykuł został opublikowany w 37/2024 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.