Tak Putin ograł Europę w Gruzji. „Kto by chciał ginąć za Tbilisi?”

Tak Putin ograł Europę w Gruzji. „Kto by chciał ginąć za Tbilisi?”

Dodano: 
Powyborczy protest w Tbilisi
Powyborczy protest w Tbilisi Źródło: PAP/EPA / David Mdzinarishvili
UE jest zbyt pochłonięta Ukrainą, żeby wystarczająco mocno angażować się w podtrzymanie prozachodnich nastrojów w Gruzji. Kreml wykorzystuje do cna tę mieszaninę chronicznego lęku przez Rosją i zwykłego lekceważenia europejskich aspiracji dawnych moskiewskich kolonii.

Geopolityczne aspiracje UE po raz kolejny rozbijają się o kupę okręconego drutami kolczastymi gruzu i błota, z którego zbudowana jest Rosja.

Bilans starcia nowoczesnej, bogatej i demokratycznej Europy z autorytarnym państwem bandyckim wygląda następująco: przy dużym – jak na podejście Unii do strefy postsowieckiej – zaangażowaniu ledwo udało się przepchnąć prozachodnie referendum w Mołdawii, i to tylko dlatego, że kraj ten ma prozachodni rząd i prezydenta. Za to w Gruzji, pierwszej ofierze putinowskiego imperializmu, lokalni namiestnicy Moskwy bez trudu spreparowali korzystny dla siebie wynik wyborów.

Tych strategicznych porażek demokratycznego ładu w starciu z mongolskim zamordyzmem Kremla nie da się wytłumaczyć wyłącznie ordynarnym dosypywaniem głosów do urn. Rosjanie zastosowali wobec Gruzji, a wcześniej także Mołdawii, chwyty, które są przecież doskonale znane unijnym ekspertom. Mieliśmy zmasowaną dezinformację i pospolite przekupstwo, nękanie prozachodniej opozycji i zręczne granie na lękach prowincjonalnego elektoratu.

Przy właściwej politycznej determinacji można było się temu przeciwstawić i zadbać o uczciwy przebieg wyborów. Jak zwykle jednak zagrał typowy dla elit politycznych zachodu strach przed zbytnim ingerowaniem w dzikie prawa nieokrzesanej Europy wschodniej.

W Mołdawii i tak jakoś się udało, choć jednoprocentowa przewaga światłego projektu europejskiego nad mrokami Eurazji nie powinna chyba nikogo napawać optymizmem. W Gruzji projekt europejski jako oferta na lepszą przyszłość poległ niejako na własne życzenie.

Mimo proeuropejskich tłumów na ulicach i apeli prezydent Salome Zurabiszwili, Europa obchodziła się z tematem jak ze zgniłym jajkiem, obawiając się tego samego, co w przypadku Ukrainy: co się stanie, jak to się nie daj Boże wszystko uda i trzeba będzie zmierzyć się z zaproszeniem do członkostwa w UE?

Źródło: Wprost