Arkadiusz Myrcha w piątek 22 listopada zabrał na antenie Polsat News głos ws. doniesień „Gazety Polskiej” ws. rzekomych „mrocznych tajemnic” rodziny jego żony. Wiceminister sprawiedliwości podkreślił, że nie czytał tych publikacji, bo mają dla niego „zerową wiarygodność”. Myrcha został poproszony o skomentowanie sprawy jego domu i darowizny oraz źródła pochodzenia pieniędzy.
Wiceminister sprawiedliwości o wątpliwościach ws. źródeł finansowania. „Nikt nigdy nie zgłaszał zastrzeżeń”
– Nasze źródła finansowania są sprawdzane przez wszystkie służby, m.in. służby skarbowe. Moje dodatkowo – zakładam – przez służby specjalne, z uwagi na to, że pozyskiwałem certyfikaty bezpieczeństwa. Tak więc nikt do naszych oświadczeń majątkowych, ani źródeł finansowania, które w pełni ograniczają się do zarobków w Sejmie, ministerstwie, do darowizn nikt nigdy nie zgłaszał zastrzeżeń – tłumaczył polityk Koalicji Obywatelskiej.
Myrcha zaznaczył, że „nagonka na niego i jego żonę trwa od dobrych kilku miesięcy, a ta intensywna od kilku tygodni”. Wiceminister sprawiedliwości podkreślił, że szanuje prawa, którymi rządzą się wolne media, ale jednocześnie zwrócił uwagę że „w ślad za oskarżeniami nie idą żadne dowody”.
Sprawa Arkadiusza Myrchy i Kingi Gajewskiej. Czego dotyczą wątpliwości związane z małżeństwem KO?
W połowie października marszałek Sejmu Szymon Hołownia ogłosił audyt mający na celu przejrzenie wydatków z ryczałtów poselskich. Powodem były m.in. doniesienia, że Myrcha wraz ze swoją żoną Kingą Gajewska pobierają łącznie blisko 8 tys. złotych ryczałtu na mieszkanie. Po tej informacji internauci sprawdzili także wydatki posłanki i wiceministra na prowadzenie biur poselskich. Następnie doszła też sprawa darowizny na dom i spóźnionego wpisu do rejestru korzyści.
Czytaj też:
Kolejne problemy posłanki Gajewskiej? Padło pytanie o datę darowiznyCzytaj też:
Poseł KO w ogniu krytyki. Ma kilkanaście mieszkań, a i tak pobiera ryczałt na wynajem