Magdalena Frindt, „Wprost”: Czy bieda na co dzień jest niewidoczna?
Dr hab. Ryszard Szarfenberg, przewodniczący Polskiego Komitetu Europejskiej Sieci Przeciwdziałania Ubóstwu: Bieda może stać się niewidoczna w społeczeństwie z różnych powodów, zwłaszcza w krajach takich jak Polska, które po trudnych czasach skupiają się na rozwoju i sukcesie.
Ludzie często zauważają to, co potwierdza ich przekonania. Jeśli wierzymy, że nasze społeczeństwo jest zamożne, możemy nie dostrzegać oznak ubóstwa wokół nas. Konfrontacja z biedą może wywoływać dyskomfort, bo burzy obraz sprawiedliwego świata, w którym każdy dostaje to, na co zasługuje. Aby uniknąć tego uczucia, możemy nieświadomie ignorować problemy innych. Z czasem też przyzwyczajamy się do pewnych zjawisk i przestajemy je zauważać – bieda staje się dla nas niewidoczna, bo traktujemy ją jako coś normalnego.
Wpisanego w codzienność.
Osoby żyjące w ubóstwie mogą być odizolowane od reszty społeczeństwa, mieszkając w innych dzielnicach czy miejscowościach. W kulturze, która ceni sukces i wierzy, że każdy jest odpowiedzialny za swój los, łatwo jest zbagatelizować problemy strukturalne, takie jak bieda. Media i dyskusje publiczne często skupiają się na pozytywnych aspektach rozwoju, pomijając trudniejsze tematy. Negatywne stereotypy dotyczące osób biednych mogą prowadzić do ich wykluczenia z życia społecznego, co dodatkowo ukrywa skalę problemu.
W społeczeństwach nastawionych na sukces gospodarczy istnieje silna tendencja do prezentowania siebie w jak najlepszym świetle. W efekcie bieda staje się tematem niewygodnym, który nie pasuje do narracji o postępie i dobrobycie, przez co jest mniej dostrzegana przez ogół społeczeństwa.
Kilka dni temu został opublikowany „Raport o biedzie”, który przygotowała Szlachetna Paczka. Z udostępnionych danych wynika, że niemal 2,5 mln osób w 2023 r. w Polsce żyło w skrajnym ubóstwie, czyli nie miało funduszy na zaspokojenie podstawowych potrzeb. Tak alarmującej sytuacji nie było od 2015 r. Jakie czynniki mogły wpłynąć na to, że sytuacja tak wielu ludzi się pogorszyła?
W raporcie „Poverty Watch 2024” przygotowanym przez EAPN Polska (Polski Komitet Europejskiej Sieci Przeciwdziałania Ubóstwu – red.) również wskazywaliśmy na te dane i staraliśmy się wyjaśnić, co się stało.
Wyobraźmy sobie rodzinę w Polsce, która przez lata sumiennie pracowała, starając się związać koniec z końcem. W 2022 r. nastąpił pierwszy atak inflacji na takie rodziny, a w 2023 r. – kolejny. Ich ciężko zarobione pieniądze nie wystarczają na tyle, co wcześniej. Ceny w sklepach rosną z tygodnia na tydzień, opłaty za mieszkanie, prąd i ogrzewanie rosną z miesiąca na miesiąc, a pensje stoją w miejscu.
To rzeczywistość, z jaką musiało zmierzyć się wielu Polaków z powodu nakładających się problemów gospodarczych i społecznych.
One się po prostu nawarstwiały.
Po pierwsze, gospodarka jakby stanęła w miejscu. Wzrost PKB wyniósł zaledwie 0,2 proc. To oznaczało brak nowych miejsc pracy i ograniczone możliwości podwyżek. Firmy były ostrożne, nie inwestowały w rozwój, a ludzie nie mieli szansy poprawić swojej sytuacji finansowej.
W tym samym czasie inflacja szalała, osiągając poziom 11,4 proc. Ceny rosły, a wartość pieniądza malała. Oszczędności, które ludzie odkładali na czarną godzinę, traciły na wartości. To tak, jakby pieniądze topniały w dłoniach, zostawiając coraz mniej na podstawowe potrzeby.
Dodatkowo, do Polski przybyła wielu uchodźców z Ukrainy, uciekających przed konfliktem. Polacy okazali wielkie serce, pomagając potrzebującym. Jednak nagły wzrost liczby mieszkańców spowodował większą konkurencję na rynku pracy, w szkołach i w systemie opieki zdrowotnej. Zasoby, które już były niewystarczające wcześniej, musiały zostać podzielone na więcej osób.
A jak to się mówi, z pustego i Salomon nie naleje.
Nie pomagał też fakt, że wsparcie socjalne nie nadążało za rosnącymi kosztami życia. Program 500+, który od 2016 r. pomagał rodzinom, został podniesiony tylko raz, dopiero od 2024 r. W efekcie jego realna wartość spadła o około 30 proc. Plany zamrożenia tego świadczenia od 2025 r. oznaczają podobne problemy w przyszłości.
Podobnie było z zasiłkami rodzinnymi i kryteriami dochodowymi w pomocy społecznej. Pierwsze są zamrożone od 2016 r., mimo że koszty życia dramatycznie rosły. W rezultacie wiele rodzin, które naprawdę potrzebowały wsparcia przestały się do niego kwalifikować, a pozostałe otrzymywały realnie niższe świadczenia. Nawet część osób żyjących w skrajnym ubóstwie nie kwalifikowało się do pomocy, tak niskie są tam kryteria dochodowe.
Wszystkie te czynniki złożyły się na trudną sytuację wielu Polaków w 2023 r. Stagnacja gospodarcza, galopująca inflacja, dodatkowe obciążenia wynikające z napływu uchodźców oraz niewystarczające wsparcie socjalne sprawiły, że coraz więcej osób miało problem z pokryciem podstawowych potrzeb. Sieci bezpieczeństwa, które miały chronić najbardziej potrzebujących, okazały się niewystarczające.
Wzrost ubóstwa nie był wynikiem jednego wydarzenia, ale serii nakładających się na siebie problemów. Zrozumienie tych powiązanych ze sobą kwestii pokazuje, dlaczego tak wielu ludzi w Polsce znalazło się w trudnej sytuacji w 2023 r.
Jaka jest perspektywa? Będzie jeszcze gorzej?
Patrząc na prognozy gospodarcze na najbliższe lata, obraz na pierwszy rzut oka wydaje się optymistyczny. Komisja Europejska przewiduje dla Polski wzrost PKB na poziomie 3 proc. w 2024 r. i 3,6 proc. w 2025 r. Inflacja ma stopniowo maleć, osiągając 3,8 proc. w 2024 r. i docelowo 3 proc. w 2026 r. Bezrobocie ma pozostać na niskim poziomie około 2,8-2,9 proc.
Jednak pod tymi pozytywnymi wskaźnikami kryją się istotne wyzwania, które mogą wpłynąć na wzrost ubóstwa. Kluczowym problemem jest brak waloryzacji świadczeń socjalnych. Programy takie jak 800+ nie są planowane do corocznej aktualizacji, co w praktyce oznacza, że ich realna wartość będzie spadać wraz z inflacją. Podobnie zasiłki rodzinne pozostają na poziomie z 2016 roku, a kryteria dochodowe do ich uzyskania nie zostały dostosowane do obecnych kosztów życia.
Planowane odmrożenie cen energii w 2025 roku może dodatkowo zwiększyć koszty życia, co szczególnie dotknie najuboższych. W połączeniu z brakiem odpowiedniej waloryzacji świadczeń, może to prowadzić do pogłębienia się problemu ubóstwa w Polsce.
Podsumowując, choć prognozy makroekonomiczne są korzystne, bez odpowiednich działań w zakresie polityki społecznej istnieje ryzyko, że problem ubóstwa będzie w stagnacji, a nawet się pogłębi. Ważne jest, aby wzrost gospodarczy przekładał się na poprawę sytuacji wszystkich obywateli, a szczególnie tych najbardziej potrzebujących.
„Gdyby zebrać (2,5 mln osób, które żyją w skrajnym ubóstwie – red.) w jednym miejscu powstałoby największe miasto w Polsce, miasto biedy. Biedańsk to fikcyjne miasto, ale historie jego mieszkańców są druzgocąco prawdziwe” – czytamy w raporcie. Jak można naszkicować portret polskiej biedy? Czy ona ma twarz dziecka, osoby dorosłej, seniora? Kto jest najbardziej narażony?
Najbardziej dramatyczny jest fakt, że bieda w Polsce ma bardzo młodą twarz – aż 522 tys. dzieci żyło w skrajnym ubóstwie. To oznacza, że co 13. polskie dziecko nie ma zaspokojonych podstawowych potrzeb.
Szczególnie niepokojący jest 32-procentowy wzrost ubóstwa wśród dzieci w ostatnim roku. Co więcej, po raz pierwszy w historii badań GUS rodziny z dwójką dzieci są bardziej zagrożone ubóstwem (9,4 proc.) niż rodziny wielodzietne (8,3 proc.).
To dość zaskakujące.
Drugim wyraźnym rysem jest rosnące ubóstwo seniorów – 430 tys. osób starszych żyje poniżej minimum egzystencji, a wzrost w tej grupie wyniósł aż 50 proc. rok do roku. To szczególnie niepokojące w kontekście starzenia się społeczeństwa.
Pojawił się też nowy, zaskakujący element tego portretu – working poor, czyli ubodzy pracujący. Mimo że stopa ubóstwa wśród pracujących (6,4 proc.) jest niższa niż wśród niepracujących (17,9 proc.), to w liczbach bezwzględnych mamy więcej ubogich osób w gospodarstwach pracujących (864 tys.) niż niepracujących (475 tys.). To pokazuje, że sama praca przestała być gwarancją wyjścia z ubóstwa.
Szczególnie narażone są też rodziny z osobami z niepełnosprawnościami, gdzie nastąpił wzrost ubóstwa o 34 proc.
Co istotne, współczesna polska bieda ma charakter wielowymiarowy – to nie tylko kwestia niewystarczających dochodów, ale też wykluczenie z różnych sfer życia społecznego, problemy mieszkaniowe, energetyczne, zdrowotne. Kryzys kosztów życia, inflacja i niewystarczająca waloryzacja świadczeń społecznych sprawiły, że nawet grupy dotychczas względnie bezpieczne stają się zagrożone ubóstwem.
A czy ten aktualny profil polskiej biedy znacznie odbiega od obrazu z przeszłości?
Ten portret różni się od tego sprzed lat – kiedyś bieda dotykała głównie rodzin wielodzietnych i osób bezrobotnych. Dziś widzimy, że nawet praca czy mniejsza liczba dzieci nie chroni przed ubóstwem, a system wsparcia społecznego nie nadąża za zmieniającą się rzeczywistością.
Dojmujące są też czynniki, które składają się na definicję tego, co jest niezbędne, by godnie żyć. 80 proc. osób twierdzi, że wystarczy, jeżeli można ogrzać mieszkanie lub dom, 82 proc. wskazuje na możliwość wykupienia niezbędnych lekarstw, 75 proc. – zakup obuwia dostosowanego do pory roku, a 67 proc. – kosmetyków do codziennej higieny.
To przejmujące świadectwo tego, jak wielu Polaków musi dziś koncentrować się na najbardziej podstawowych potrzebach. Gdy ludzie mówią, że do godnego życia potrzebują możliwości wykupienia leków czy ogrzania mieszkania, to nie dlatego, że nie marzą o czymś więcej. To dlatego, że doświadczają realnych dylematów – czy wykupić wszystkie leki, czy zapłacić za ogrzewanie? Czy kupić dziecku buty zimowe, czy opłacić prąd?
To nie są teoretyczne wybory – to codzienność wielu polskich rodzin.
Weźmy te „kosmetyki do codziennej higieny” – 67 proc. uznaje je za niezbędne nie dlatego, że mają niskie wymagania, ale dlatego że rozumieją, iż bez podstawowych środków higieny trudno zachować godność, pójść do pracy czy szkoły, uczestniczyć w życiu społecznym bez poczucia wykluczenia i wstydu.
Co więcej, to badanie pokazuje coś bardzo niepokojącego o współczesnej Polsce – rzeczy, które powinny być absolutnym standardem w kraju będącym członkiem Unii Europejskiej, dla wielu osób wciąż pozostają w sferze aspiracji. To nie respondenci ustawiają poprzeczkę nisko – to system wsparcia społecznego nie zapewnia realizacji podstawowych potrzeb.
Jak działać, żeby to godne życie mogło mieć inną definicję? W Polsce są programy społeczne, które mają wesprzeć ludzi w potrzebie, m.in. wspominane już flagowe 800+. Co więcej zrobić? Jak działać, żeby odwrócić tę negatywną tendencję?
Przede wszystkim musimy zrozumieć, że samo 500+ z jednorazową podwyżką do 800+ to za mało. Problem polega na tym, że świadczenia społeczne nie nadążają za rzeczywistością ekonomiczną – podczas gdy emerytury i renty rosły realnie w latach 2016-2023, główne świadczenie na dzieci straciło aż jedną trzecią swojej realnej wartości.
To, czego potrzebujemy, to kompleksowa reforma systemu wsparcia społecznego, która będzie odpowiadać na rzeczywiste wyzwania. Z naszych analiz wyłaniają się cztery kluczowe kierunki działań.
Co zakładają?
Po pierwsze, potrzebujemy automatycznej corocznej waloryzacji wszystkich świadczeń społecznych – nie tylko emerytur, ale także świadczenia wychowawczego i zasiłków rodzinnych. To powinien być stały mechanizm, rodzaj „tarczy antyinflacyjnej” dla najbiedniejszych, powiązany z realnymi kosztami życia.
Po drugie, musimy zmienić absurdalną sytuację, w której progi dochodowe w pomocy społecznej są niższe niż granica ubóstwa skrajnego. Dziś prawie dwie trzecie osób żyjących w skrajnym ubóstwie nie korzysta z pomocy społecznej! To pokazuje, jak bardzo system rozminął się z rzeczywistością.
Po trzecie, konieczne jest zintegrowane podejście do problemu ubóstwa pracujących. Mamy paradoks – mimo że stopa ubóstwa wśród pracujących jest niższa niż wśród niepracujących, to w liczbach bezwzględnych mamy więcej ubogich osób w gospodarstwach pracujących. To pokazuje, że sama praca przestała być gwarancją godnego życia.
I wreszcie, potrzebujemy kompleksowego programu przeciwdziałania ubóstwu energetycznemu. Nie możemy dopuścić do sytuacji, w której ludzie muszą wybierać między ogrzewaniem mieszkania a kupnem leków czy jedzenia.
To nie jest kwestia jednego programu czy świadczenia – potrzebujemy systemowego podejścia, które połączy różne wymiary wsparcia: od bezpośredniej pomocy finansowej, przez aktywizację zawodową, po inwestycje w mieszkalnictwo społeczne i efektywność energetyczną. Tylko wtedy będziemy mogli mówić o prawdziwie godnym życiu, a nie tylko o przetrwaniu.
Ubóstwo to nie tylko kwestia braku pieniędzy. Bieda generuje piętrzące się problemy, a towarzyszy jej też psychiczna udręka.
Wyobraźmy sobie, że ktoś znajduje się w głębokim, ciemnym lesie. Z każdej strony otaczają go gęste krzewy i wysokie drzewa, a ścieżki wydają się prowadzić donikąd. Z daleka słychać głosy mówiące: „Po prostu wyjdź na polanę, tu jest lepiej!”. Ale dla osoby zagubionej w lesie, te słowa brzmią jak echo z innego świata.
Bieda często przypomina taki labirynt bez wyjścia. Dla obserwatorów z zewnątrz może się wydawać, że wystarczy chcieć, by zmienić swoją sytuację. Ale dla tych, którzy w niej tkwią, rzeczywistość jest znacznie bardziej skomplikowana.
Kolejne próby wyjścia z labiryntu kończą się niepowodzeniami, co zniechęca do dalszych wysiłków. Pojawia się przekonanie, że nie mamy wpływu na kierunek swojego życia. Decyzje podejmują za nas inni, a los ciągle rzuca kłody pod nogi. To uczucie może paraliżować i zniechęcać do działania.
Nie zapominajmy też o codziennej walce o przetrwanie. Gdy każdy dzień jest bitwą o zaspokojenie podstawowych potrzeb, trudno myśleć o długoterminowych planach czy marzeniach.
Społeczeństwo może nieświadomie stawiać dodatkowe przeszkody. Stereotypy, brak zrozumienia czy niewidoczne bariery mogą sprawić, że droga do lepszego życia jest kręta i pełna pułapek. To trochę jak bieg z przeszkodami, o których istnieniu wiedzą tylko nieliczni.
A czy bieda może być w pewnym sensie wyborem? Bo ktoś nie potrafi już zawalczyć o siebie, nie chce skorzystać z pomocy, stracił nadzieję?
Raczej jest to splot wielu czynników – emocjonalnych, społecznych i ekonomicznych – które tworzą niewidzialne więzy. Zamiast pytać, dlaczego ktoś nie chce zmienić swojej sytuacji, warto zastanowić się, jak możemy pomóc mu odnaleźć drogę z życiowych labiryntów.
Popaść w skrajne ubóstwo można na skutek sytuacji losowej, jak np. powódź, pożar. To też musi być bardzo trudne, kiedy standard życia zmienia się w jednej chwili.
Jeśli dom, w którym spędziliśmy lata, znika w płomieniach lub zostaje zalany przez wodę, jest to ogromny wstrząs. Wszystko, co było znane i pewne, rozpływa się w jednej chwili.
Dla osób, które doświadczyły takiej nagłej straty, rzeczywistość staje się obca i nieprzewidywalna. Utrata dorobku życia nie dotyczy tylko rzeczy materialnych. To także utrata poczucia bezpieczeństwa, tożsamości i kontroli nad własnym losem. Człowiek może czuć się jak rozbitek bez kompasu i mapy.
W takich chwilach pojawia się szok, niedowierzanie, smutek i lęk. Nawet najprostsze decyzje mogą stać się przytłaczające. Społeczność i sieci wsparcia również mogą zostać naruszone. Sąsiedzi, przyjaciele, miejsca, które nadawały sens codzienności, mogą zniknąć lub ulec zmianie. To dodatkowo potęguje poczucie izolacji i zagubienia.
Dlatego tak ważne jest zrozumienie, że odbudowa po takiej katastrofie to proces, który wymaga czasu, wsparcia i empatii. To nie tylko kwestia materialnej pomocy, ale też duchowego wsparcia i odbudowy nadziei.
Czy udaje się szybko wyjść z takich trudnych sytuacji?
Najszybciej radzą sobie osoby, które mają dostęp do trzech kluczowych elementów wsparcia. Po pierwsze, to realne możliwości działania – nie tylko pieniądze ze świadczeń, ale także dostęp do niedrogiego transportu publicznego, by dojechać do pracy, żłobka czy przedszkola blisko domu, czy przychodni, która nie zmusza do wielomiesięcznego czekania na wizytę. Bez tego nawet największa motywacja może rozbić się o prozaiczne przeszkody dnia codziennego.
Po drugie, ogromne znaczenie ma otoczenie społeczne – nie tylko rodzina czy przyjaciele, którzy mogą wesprzeć w kryzysie, ale też sprawnie działające instytucje pomocy. Po trzecie, kluczowe są umiejętności i możliwości ich wykorzystania. To nie tylko kwestia wykształcenia czy kwalifikacji zawodowych, ale też zdrowia i sprawności, które pozwala pracować, czy podstawowego poczucia bezpieczeństwa, bez którego trudno planować przyszłość.
Co ważne, te trzy elementy muszą zadziałać razem. Sam dostęp do świadczeń i usług czy sama determinacja często nie wystarczą. To trochę jak z rośliną – potrzebuje nie tylko wody, ale też odpowiedniej gleby i światła, żeby rosnąć. Podobnie człowiek w trudnej sytuacji potrzebuje nie tylko zasobów materialnych, ale też realnych możliwości ich wykorzystania do zmiany swojego życia.
Dlatego gdy mówimy o wychodzeniu z ubóstwa, powinniśmy myśleć nie tylko o bezpośredniej pomocy finansowej, ale o tworzeniu całego systemu wsparcia i społecznego funkcjonowania, który pomoże ludziom przekuć otrzymaną pomoc w realną zmianę życiową.