Magdalena Frindt, „Wprost”: Aleksander Kwaśniewski na pół roku przed wyborami prezydenckimi w rozmowie z Polsat News wytypował wyniki pierwszej tury. Zdaniem byłego prezydenta kandydat Lewicy może liczyć na 8 proc., ale – jak sam dodał – to bardziej życzenie niż realistyczna prognoza.
Dr hab. Ewa Marciniak, politolożka z Uniwersytetu Warszawskiego i dyrektor Centrum Badania Opinii Społecznej: Lewica gra o jak najwyższą stawkę, a w jej położeniu 8-10 proc. byłoby bardzo satysfakcjonującym wynikiem, który dzisiaj można traktować bardziej w kategorii fantazji niż rzeczywistości politycznej.
Jeżeli wyborcy będą identyfikować projekty i programy społeczne z Lewicą, to wynik ponad 2 proc., który uzyskał w 2020 r. Robert Biedroń, będzie poprawiony. Agnieszka Dziemianowicz-Bąk stoi na czele Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, a to właśnie z tego resortu wypłynęły takie inicjatywy jak renta wdowia czy pomysł dotyczący wolnej od pracy Wigilii.
Jeżeli to właśnie programy społeczne będą dostatecznie eksponowane, a nie będzie dominacji tzw. kwestii światopoglądowych, w ramach których Lewica ma wizerunek związany z walką o prawa osób LGBT, co jest oczywiście słuszne – to wtedy realnie urosną szanse jej kandydata.
Aleksander Kwaśniewski uważa, że w pierwszej turze Rafał Trzaskowski zdobędzie 33 proc. głosów, Karol Nawrocki – 30 proc., Sławomir Mentzen 15 proc., a Szymon Hołownia 8 proc. W przypadku któregoś kandydata były prezydent wyraźnie „przestrzelił”?
Zaniżona jest prognoza dla Szymona Hołowni. Wydaje mi się, że lider Polski 2050 może liczyć na niewiele ponad 10 proc. poparcia, co można byłoby odbierać w kategorii sukcesu. Część wyborców jest zmęczona nasilającym się konfliktem między Koalicją Obywatelską a Prawem i Sprawiedliwością. Szukają alternatywy, a właśnie jako kandydat, który miałby szanse zagospodarować elektorat centrowy, może jawić się Szymon Hołownia.
Hołownia ma jednak pewien problem. Od jakiegoś czasu jest w wielkiej polityce, jest marszałkiem Sejmu, a efekt świeżości i Sejmflixu trochę się zdezaktualizował, rozproszył. Lider Polski 2050 musi zastanowić się, jak swój wizerunek na nowo ożywić. A na drodze do jego wyborczego sukcesu stoi Konfederacja...
Z sondaży wynika, że to właśnie między Sławomirem Mentzenem a Szymonem Hołownią będzie toczył się bój o trzecie miejsce w wyborach. A to będzie ważne ze względu na możliwość udzielenia poparcia przed drugą turą.
Sławomir Mentzen stara się w sposób przekonujący mówić o tym, że stanowi realną perspektywę dla duopolu KO i PiS-u. Co więcej, według Konfederacji to właśnie Szymon Hołownia wpisuje się w ten duopol jako polityk, którego partia należy do koalicji rządzącej.
Kandydat Konfederacji w wyborach prezydenckich może uzyskać wynik ok. 10 proc. Mentzen jest ogromnie popularny w mediach społecznościowych, ale tutaj trzeba zrobić zastrzeżenie, bo część internautów przecież nie głosuje, bo nie ma czynnego prawa wyborczego, jest niepełnoletnia.
Nie zmienia to jednak faktu, że będziemy świadkami rywalizacji między Szymonem Hołownią a Sławomirem Mentzenem w dużej mierze o ten sam elektorat – ten sam, ale nie dokładnie taki sam.
A co z Trzaskowskim?
Wydaje mi się, że prezydent Aleksander Kwaśniewski nie docenił aktywności Rafała Trzaskowskiego, a różnica między prezydentem Warszawy a Karolem Nawrockim będzie większa niż 3 pkt. proc. Obecnie sondaże wskazują na ponad 10 pkt. rozbieżność między tymi kandydatami.
W czasie kampanii Rafał Trzaskowski będzie musiał budować wizerunek gospodarza kraju, a jednocześnie w jakiejś mierze odciąć się od wizerunku włodarza stolicy. Konieczna będzie modyfikacja podejścia sprzed pięciu lat i koncentracja na pozyskiwaniu wyborców z małych miast, miasteczek i wsi. Z wyborcami, którzy mieszkają na wsi, może być jednak trudno, bo o ten elektorat walczy i Konfederacja, i PiS, i PSL.
Na konwencji, która stanowiła oficjalny start prekampanii Trzaskowskiego, padło kilka konkretów, m.in. wzmianka o mapie nierówności społecznych, którą trzeba zdefiniować, bo chociaż nierówności nie zostaną wyeliminowane w całości, to mogą być sukcesywnie niwelowane. Ten ruch pokazuje, że kandydat KO szeroko szuka potencjalnych wyborców.
Nawrocki w sondażach goni Trzaskowskiego.
30 proc., o których w kontekście Karola Nawrockiego wspomniał Aleksander Kwaśniewski, to jest dokładnie odsetek wyborców, którzy identyfikują się z PiS-em. I dlatego też idea obywatelskości Nawrockiego szybko legnie w gruzach, a fakt przyrostu poparcia dla prezesa IPN w sondażach świadczy o tym, że wyborcy PiS rozumieją, że jest to ich kandydat partyjny.
Tutaj pojawia się też pytanie, o czyje głosy Karol Nawrocki może zawalczyć w drugiej turze wyborów, jeśliby się do niej faktycznie dostał. Dzisiaj trudno na to odpowiedzieć.
W jakiejś części może to być elektorat Konfederacji, ale trzeba sobie uzmysłowić, że to środowisko opowiada się za daleko posuniętym projektem odpowiedzialności każdego człowieka za własne wybory życiowe, czyli minimalizacją udziału państwa w życiu człowieka. Z kolei PiS postępuje odwrotnie, a świadczą o tym chociażby uruchomione w ciągu ostatnich ośmiu lat programy społeczne.
Kandydat Lewicy wciąż pozostaje niewiadomą. Karty mają zostać odkryte 15 grudnia. Lewica postawi na kobietę?
To byłoby spójne z narracją tej formacji, której jedno z haseł brzmi: Lewica jest kobietą. Zakładam, że w wyborach wystartuje Magdalena Biejat. Realne spojrzenie na scenę polityczną pokazuje jednak, że reprezentantka Lewicy nie ma szans na wejście do drugiej tury wyborów.
Tutaj chodzi jednak o inne cele. O to, żeby ugruntowała się lewicowa formacja, żeby stworzyć dla wyborców okazję do identyfikacji z ideami Lewicy, jej programem. To będzie swoisty test dla poparcia, które Lewica uzyskała w 2023 r. Będzie można zweryfikować, czy zwolenników ubyło czy przybyło i spróbować postawić diagnozę, co wywołało konkretne reakcje wyborców.
Na horyzoncie jest inny problem. Już wkrótce może się okazać, że w wyborach będzie dwóch reprezentantów Lewicy, w tym Adrian Zandberg z Partii Razem. A to może dodatkowo rozproszyć elektoraty poszczególnych kandydatów.
Maciej Konieczny z Partii Razem, którą niedawno opuściła Magdalena Biejat, powiedział w wywiadzie dla „Wprost”, że gdyby faktycznie wicemarszałek Senatu wystartowała w wyborach, byłaby to dla niego zaskakująca informacja. – Magdalena Biejat wielokrotnie zapewniała nas, że w żadnym wypadku i w żadnej konfiguracji na prezydenta nie wystartuje i że nie ma możliwości aby zmieniła zdanie – powiedział poseł. Czy byłaby to skaza na jej wizerunku, wykorzystywana w potyczkach na lewicy?
To, że poseł Konieczny stawia takie tezy, nie oznacza, że jego słowa będą rezonowały w powszechnej świadomości opinii publicznej.
Tego typu uszczypliwości pozwalają jednak stawiać pytanie, w jaki sposób będzie prowadzona kampania wyborcza, czy dojdzie do konfrontacji między Partią Razem a Lewicą, czy sensownej – w miarę możliwości – kooperacji. Poza wszystkim trzeba pamiętać, że w wyborach prezydenckich każdy musi grać na siebie.
W czasie prekampanii kostka masła stała się symbolem rosnących cen podstawowych produktów. To będzie realne obciążenie dla polityków, którzy wywodzą się z obozu rządzącego?
Kostka masła może stać się symbolem drożyzny i na pewno będzie wykorzystywana przez konkurencję Rafała Trzaskowskiego. Już wkrótce pewnie będzie można zobaczyć billboardy, na których będzie podnoszony ten temat.
Trzaskowski startuje w wyborach prezydenckich z bagażem osiągnięć i zaniechań obecnego rządu. A wzrastające ceny podstawowych produktów mogą być czynnikiem obniżającym poparcie dla osoby, która jest z nim identyfikowana.
Politycy opozycji będą chcieli hiperbolizować pewne zjawiska, by osiągać wytyczone cele polityczne. Dla nich nie będzie miało znaczenia, że cena za kostkę masła nie we wszystkich sklepach przekroczyła 10 zł. Ekipa rządząca musi poprawić komunikację. Zacząć lepiej wykazywać – z uwzględnieniem różnych ograniczeń, jakie reformy udaje się przeprowadzić.
Wyborcy oceniają polityków przez pryzmat ułatwień bądź utrudnień ich życia codziennego. Dla Polaków liczy się to, jak kształtują się ceny, ile muszą zapłacić za rachunki, za lekarstwa. To jest w jakimś stopniu emanacja wielkiej polityki, bo ludzie mają przeświadczenie, że wszystko zależy właśnie od polityków. Bywa, że nie rozumieją, że budżet państwa nie jest z gumy i nie można w nieskończoność modyfikować go w taki sposób, żeby zwiększać deficyt. Mają świadomość własnych trudności finansowych, ale jednocześnie nie uwzględniają ich w myśleniu o budżecie centralnym.
Czytaj też:
Czarny scenariusz dla Nawrockiego. „Słyszałem, że jest brany pod uwagę”Czytaj też:
Alarmujące dane o ubóstwie w Polsce. Ekspert: Bieda często przypomina labirynt bez wyjścia