Sztaby wyborcze mogą wykorzystywać dezinformację? Dr Bąkowicz: Trudno jest w to nie wierzyć

Sztaby wyborcze mogą wykorzystywać dezinformację? Dr Bąkowicz: Trudno jest w to nie wierzyć

Dodano: 
Dr Katarzyna Bąkowicz, medioznawczyni i specjalistka w zakresie dezinformacji
Dr Katarzyna Bąkowicz, medioznawczyni i specjalistka w zakresie dezinformacji Źródło: Katarzyna Bąkowicz
– Całkowita ochrona i pełna odporność na dezinformacją nie jest możliwa – mówi w cyklu „Wprost z rana” dr Katarzyna Bąkowicz, specjalistka w zakresie dezinformacji. Medioznawczyni wskazuje, na co należy uważać przy nadchodzących wyborach prezydenckich.

Kasjan Owsianko, „Wprost”: Dezinformacja stała się już na dobre orężem polityków?

Dr Katarzyna Bąkowicz, medioznawczyni i specjalistka w zakresie dezinformacji: Dezinformacja od zawsze była orężem polityków. Jest traktowana przez nich jako element strategii komunikacyjnej czy walki politycznej. Nie jest to wymysł XXI wieku. Tak się dzieje już od czasów starożytnych.

To, co zmieniło się w XXI wieku, a na co warto zwrócić uwagę, to coraz bardziej wysublimowane narzędzia dezinformacji, taktyki zachowań dezinformacyjnych i jej zintensyfikowanie. Tej dezinformacji jest po prostu coraz więcej.

Weźmy jako przykład wpis ministra Cezarego Tomczyka sprzed kilku dni, kiedy to udostępnił on nieprawdziwy profil kandydującego w wyborach prezydenckich Karola Nawrockiego i użył go do ataku w jego kierunku. Minister był twórcą czy ofiarą dezinformacji?

Minister Tomczyk stał się dystrybutorem misinformacji, czyli nieświadomie przekazał dezinformację. On jej ani nie stworzył, ani nie zrobił tego świadomie. On po prostu przekazał treść, której nie sprawdził.

I co powinien po tym zrobić?

Powinien przeprosić za to, co zrobił. Pamiętajmy o tym, że misinformacja to jest kategoria przypominająca trochę plotkę, pomyłkę i to się zdarza. Nawet jeżeli człowiek się zajmuje dezinformacją, albo nawet jak ją bada, to może się w takiej pułapce informacyjnej znaleźć. Po prostu wtedy należy przeprosić za swój błąd.

Gdyby miała pani teraz zgadywać, co będzie głównym punktem dezinformacji przy nadchodzących wyborach, to na co by pani stawiała?

Tych punktów będzie kilka. Dezinformacja to nie jest jedno działanie, tylko to jest cały system działań. Na pewno będzie ona dotyczyła kwestii bezpieczeństwa, bo one są bardzo istotne społecznie. Politycy mogą także dezinformować w kwestiach gospodarczych oraz planów na przyszłość Polski. Może również pojawić się temat relacji i współpracy ze Stanami Zjednoczonymi. Myślę, że to są trzy takie najważniejsze obszary.

Natomiast pamiętajmy o tym, że dezinformacja to nie jest tylko jeden przekaz, ale to jest cała sieć informacji, która zmienia nasze fundamenty myślenia o rzeczywistości. To dlatego jest taka groźna, ale też dlatego czasami jest taka trudna do zidentyfikowania.

Dezinformacja jest w całości zintegrowana. To nie jest jedna wypowiedź, tylko cały zestaw działań. Czyli ktoś musi ją tworzyć.

Tak. Ktoś musi je tworzyć i bardzo często robi to specjalnie, ale zdarzają się też sytuacje nieświadome, tak jak ten przykład ministra Tomczyka.

To skoro dezinformacja ma być obecna w kampanii, to musi się komuś opłacać, musi być jakaś grupa interesów. Mogą to być obce państwa, ale mogą to być też sztaby wyborcze.

Generalnie dezinformacja w perspektywie krótkoterminowej się niestety opłaca i to jest bardzo przykra wiadomość.

W przypadku wyborów grup interesów jest bardzo wiele. To są oczywiście partie, które są bezpośrednio zainteresowane wynikiem wyborów. To mogą być obce państwa, którym zależy na tym, żeby wygrała określona frakcja, a w tym wypadku oczywiście nie możemy się odseparować od myślenia o tym, że są interesy rosyjskie czy białoruskie w Polsce.

Oczywiście to jest też kwestia tego, komu będzie po drodze z konkretną władzą, żeby pod kątem tych grup interesów tworzone były ustawy czy też dostosowywana cała legislacja. Ta sieć zależności związana ze światem informacji jest bardzo szeroka.

Nas i nasz system chroni fakt, że kampania wyborcza nie może być sponsorowana przez biznes, tak jak ma to miejsce w Stanach Zjednoczonych, natomiast pamiętajmy, że polscy politycy stosują bardzo różne uniki, żeby sobie to sponsorowanie kampanii w jakiś sposób załatwić, więc tutaj może być różnie.

Pod kątem dezinformacji ważne by było, aby w procesie wyborczym pojawili się jacyś zewnętrzni obserwatorzy, którzy mogliby kontrolować proces wyborczy. Spójrzmy na to, co się wydarzyło w Rumunii. Jednak nie chcielibyśmy, żeby powtórka tego wystąpiła w Polsce.

Sztaby wyborcze mogą wykorzystywać dezinformację?

No cóż. Trudno jest w to nie wierzyć, kiedy obserwujemy działania polityczne nie tylko w Polsce, ale również poza jej granicami czy poza granicami Europy. Myślę, że sztaby wyborcze mogą się do tego posuwać.

To jak możemy się przed takimi działaniami bronić?

Całkowita ochrona i pełna odporność na dezinformacją nie jest możliwa. Natomiast na pewno możemy jako odbiorcy treści medialnych przede wszystkim nie wierzyć we wszystko, co czytamy i widzimy, ale uwierzyć w to dopiero, kiedy to sprawdzimy, zweryfikujemy w innych źródłach.

Warto mieć kilka źródeł informacji i nigdy nie polegać tylko na jednym, starać się krytycznie myśleć, być otwartym na różne koncepcje ideologiczne i zachowywać zdrowy sceptycyzm wobec tego wszystkiego, co się dzieje w przestrzeni publicznej i medialnej. Nie trzeba odcinać się całkowicie od polityki i od informacji, ale warto konsumować je z umiarem i odpowiedzialnie.

Czytaj też:
Kwaśniewski obstawił wyniki wyborów prezydenckich. Ekspertka ma kilka „ale”
Czytaj też:
Krzysztof Tchórzewski o Nawrockim: Nie wiem, co on ma w sobie, ale przyciąga ludzi