Piotr Barejka, „Wprost”: Z jednej strony kluczowe dla bezpieczeństwa państwa pogranicze, z drugiej bezcenne przyrodniczo tereny, które są dewastowane. Jak z tego wybrnąć i gdzie w tej sytuacji postawić granicę?
Dr hab. Michał Żmihorski, dyrektor Instytutu Biologii Ssaków PAN w Białowieży: Odpowiedź na to pytanie jest na wagę złota. Ja sam nie potrafię powiedzieć, gdzie taką granicę postawić, bo to wymaga szczegółowych analiz. Uważam, że jedyną ścieżką, która pomogłoby ją ustalić, jest dialog. Podejście nie może być jednostronne. Trzeba uwzględnić komponenty całego przygranicznego ekosystemu, połączyć wiedzę na temat obronności, technicznych rozwiązań i zasobów przyrodniczych regionu. Wtedy możemy wypracować optymalne rozwiązanie, które z jednej strony minimalizowałoby ewentualne szkody środowiskowe, ale dawałoby też gwarancję bezpieczeństwa. Dzisiaj, niestety, kwestie przyrodnicze ignorujemy.
Słyszymy jednak argumenty, że bezpieczeństwo kraju jest sprawą wyższej wagi i priorytetem, który kwestię ochrony środowiska odsuwa na dalszy plan. Do czego taka postawa może pana zdaniem prowadzić?
Taką narrację można rozciągać w nieskończoność, kolejne dziedziny naszego życia mogą zacząć być zdominowane przez bezpieczeństwo, w zasadzie bez żadnej kontroli. Słyszymy już w mediach wypowiedzi, że bezpieczeństwo Polski jest ważniejsze niż jakieś gatunki ptaków. Tylko mówią to ludzie, którzy nie wykonali rzetelnej analizy wyboru optymalnego rozwiązania, porównującej zyski i straty, pokazującej alternatywne scenariusze. Stwierdzenie, że bezpieczeństwo jest najważniejsze, więc proszę akceptować bez uwag wszystko, co robimy, to pójście na łatwiznę.
To nieuczciwe podejście do tej arcyważnej kwestii. I to jest mój główny zarzut: komuś się nie chciało tematu przeanalizować, więc teraz zasłania się bezpieczeństwem.
Nie powinniśmy, jako obywatele, na to pozwalać. Nie chodzi tylko o kwestie przyrodnicze, ale również o kwestie ekonomiczne, społeczne, kulturowe, czy historyczne. Pytanie, z czego ludzie będą tutaj żyć, jeśli zdemolujemy okolicę budując militarną infrastrukturę bez poszanowania ludzi, historii i przyrody? Apelowałbym, żeby nie dawać sobie wmówić, że hasło „bezpieczeństwo” powinno każdemu zamknąć usta. Powinniśmy przeciwstawiać się temu, że służby mogą tutaj wszystko, a my się musimy dostosować i salutować, nie zgłaszając żadnych uwag.
Czytaj też:
Ze swoich okien widzą granicę z Białorusią. „Miałam sen. Strzelali do nas, kule latały wokół”
Coś się zmieniło po zmianie władzy?
Od dłuższego czasu mamy na pograniczu podobne problemy. Mamy pretensje o to, jak się wojsko zachowuje, bo chyba uważają, że skoro dbają o bezpieczeństwo, to właściwie wszystko mogą robić, lekceważą mieszkańców. Zdarzają się konflikty z nami, naukowcami, spotykamy żołnierzy w Puszczy Białowieskiej, którzy albo naginają prawo, albo go nie znają, nie są świadomi tego, co my możemy, a co oni mogą. Wielokrotnie zgłaszaliśmy te problemy, ale nie przynosi to efektu.
Służby nadal żyją trochę w swoim świecie, w którym nikomu się nie muszą spowiadać i robią to, co im przyjdzie do głowy.
Natomiast z mojej perspektywy nowa władza jest lepsza jeżeli chodzi o kontakt z ministerstwami, oni przynajmniej jakoś reagują, interesują się, odpowiadają na pytania. To jest ewidentnie postęp, nie da się porównać do tego, co było jeszcze rok temu.
Straż Graniczna twierdzi, że zależy im na tym, aby „ingerencja w przyrodę była jak najmniejsza, ale nie zawsze jest to możliwe”. Że w trosce o środowisko naturalne budowa kolejnych elementów zapory „objęta została nadzorem przyrodniczym wykonawcy”, który współpracuje z RDOŚ.
Nie słyszałem o żadnym rzetelnym rozpoznaniu kwestii przyrodniczych przez Straż Graniczną podczas procesu podejmowania decyzji dotyczących działań na pograniczu. My jesteśmy instytucją naukową PAN tu na miejscu, są inne instytucje, są profesjonalne organizacje pozarządowe, jest Państwowa Rada Ochrony Przyrody – żadna z tych instytucji, według mojej wiedzy, nie dostała nigdy zapytania na zasadzie: pomóżcie nam, bo robimy zaporę, ale chcemy zmniejszyć oddziaływanie przyrodnicze, może byśmy się spotkali i porozmawiali.
Nie wiem więc, w jaki sposób Straż Graniczna minimalizuje to oddziaływanie, skoro o takich rozmowach nie słyszymy, dlatego jestem sceptyczny wobec tych zapewnień.
Czytaj też:
Kwaśniewski obstawił wyniki wyborów prezydenckich. Ekspertka ma kilka „ale”
Ile wiemy na dzisiaj o tym, jaki wpływ na przyrodę Puszczy Białowieskiej i okolicy ma zapora na granicy?
Niestety wiemy niewiele. Tu jest moja kolejna pretensja do polskiego rządu, ponieważ oczekiwałbym, że skoro tak dużą inwestycję realizujemy w tak cennym przyrodniczo miejscu, to równolegle do lania betonu powinien ruszyć projekt monitoringowy. Tak, żebyśmy wiedzieli, jakim gatunkom ta inwestycja szkodzi, żeby można było zawczasu podjąć jakieś kroki zaradcze, aktywnie wspomagać niektóre gatunki czy siedliska, w ekstremalnych przypadkach na przykład przywożąc osobniki z innych regionów, żeby lokalne populacje nie wymarły. Nic takiego niestety nie miało miejsca, to poważne zaniedbanie. Nawet zabroniono nam podchodzić do zapory w celach naukowych.
Sami próbowaliśmy kilkukrotnie choćby skromne środki zdobyć, żeby można było takie badania realizować. Ostatecznie to się częściowo udało, obecnie profesor Katarzyna Nowak z UW taki projekt realizuje, nasz Instytut uczestniczy w tych badaniach. Ale one dotyczą tylko niektórych zagadnień i są ograniczone czasowo. Kto będzie monitorował wpływ zapory na środowisko później, nie wiadomo.
Co jest kluczowym problemem?
Wpływ zapory i całej infrastruktury wokół jest wielowątkowy. Duże zwierzęta nie mogą przechodzić z jednej strony na drugą, Puszcza Białowieska traci więc ekologiczną integralność. Zapora to nie tylko płot, ale również druty żyletkowe i zasieki, to też nie pozostaje bez wpływu na różne gatunki, bo zwierzęta zaplątują się w nie i giną. Pojawia się różnego rodzaju zanieczyszczenia środowiska – hałasem, światłem, ale też odpady i nieczystości, które w środowisku zostają, korzystają z nich niektóre gatunki.
Dodatkowo transport kołowy związany z obecnością służb powoduje śmiertelność zwierząt na drogach. Giną gady, płazy, ptaki, kilkukrotnie żubry zostały zabite przez wojskowe pojazdy, które jeżdżą po Puszczy za szybko.
Pojawiają się głosy, że będzie asfaltowana droga wzdłuż granicy, powstało już podobno oświetlenie wzdłuż tej drogi, co może być kolejną barierą dla niektórych zwierząt, słychać plotki o drugiej, równoległej, zaporze. Z tego co wiem przejścia dla zwierząt nie funkcjonują, wszystkie są zamknięte. To wszystko zaburza ekosystem Puszczy Białowieskiej, który dotychczas był mało zmieniony przez antropopresję. Ten ekosystem jest cenny właśnie dlatego, że w niewielkim stopniu został przekształcony przez człowieka, jest nawet chroniony jako obiekt światowego dziedzictwa UNESCO, jest więc obawa, że tę wartość utraci,
Czytaj też:
Koszmar przy granicy z Białorusią. „Wielomiejscowe złamania, głębokie rany cięte, pogryzienia”
Pozostaje jeszcze kwestia Tarczy Wschód, która również ma zmienić krajobraz przy granicy. Jakie obawy mieszkańców budzi ten projekt?
Do końca nie wiemy, co się ma wydarzyć. Przepływ informacji jest, delikatnie mówiąc, bardzo skromny. Nie chodzi mi o to, żebym dostał projekty architektoniczne zapory przeciwczołgowej, ale żebyśmy przynajmniej ogólnie wiedzieli, jakie będą to działania, gdzie mniej więcej mają się znaleźć.
Chciałbym, żeby ktoś do nas przyszedł i zakomunikował choćby ogólne plany, żebyśmy mogli porozmawiać o kwestiach przyrodniczych. Ale odbyło się, jak dotąd, tylko jedno spotkanie z ministrami, mające bardziej charakter propagandowy niż warsztatowy, na którym pojawiło się więcej pytań niż odpowiedzi. Wisi groźba wywłaszczeń, ludzie się tym przejmują, mnie bardzo niepokoi również wizja zmiany charakteru całego pogranicza. Ze spokojnego miejsca, które żyje swoim rytmem, w oparciu o turystykę i unikalną przyrodę, naukę, w kierunku tak naprawdę bazy wojskowej.
Ma pan jeszcze nadzieję, że u rządzących przyjdzie refleksja, dojdzie do rozmów, o których pan mówił? Czy jednak więcej jest obaw, że narracja się nie zmieni?
Mam zarówno nadzieję, jak i obawy. Mam cały czas nadzieję, że nasza aktywność medialna doprowadzi nas do konstruktywnego dialogu. Przecież nie jesteśmy wariatami, którzy chcą zlikwidować mur i całą armię stąd wypędzić. Jesteśmy rozsądnymi ludźmi, rozumiemy, co się dzieje. Ale odpowiedzialne podejście do obronności wymaga właśnie holistycznego spojrzenia, żeby niepotrzebnie nie niszczyć tego, czego nie trzeba niszczyć.
Przygotowaliśmy ekspertyzę dotyczącą Tarczy Wschód, konsultowaliśmy ją również z ekspertem od wojskowości, który pomagał nam w kwestiach merytorycznych. Tam pokazujemy, że środowisko jest naturalnym sprzymierzeńcem obronności, podsuwamy konkretne rozwiązania. Staramy się uciec od fałszywej alternatywy, że albo bezpieczeństwo Polski, albo przyroda. Pokazujemy, że jest odwrotnie: to właśnie przyroda może zapewnić bezpieczeństwo. To jest synergia, komponent środowiskowy musi zostać uwzględniony, jeżeli uczciwie chcemy zadbać o bezpieczeństwo. Bagna i lasy w tej części Europy od wieków podnosiły bezpieczeństwo Polski, z resztą podobne wnioski płyną z Ukrainy.
Ale mam też oczywiście obawę, że nasz głos się nie przebije. Kolejne wybory przed nami, patrzenie przez pryzmat słupków wyborczych na każdą dziedzinę życia jest w Polsce wyjątkowo silne, a bezpieczeństwo dobrze się sprzedaje, co dostrzegła nie tylko poprzednia ale i nowa władza, zdrowy rozsądek to ostatnia rzecz, jakiej się wtedy używa. Obawiam się po prostu, że politycy będą politykami, więc niewiele się zmieni.
Czytaj też:
Poseł partii Razem uderza w rząd Tuska. „Jest gdzie sięgać, tylko trzeba mieć odwagę”Czytaj też:
Wiemy, co dzieje się z Syryjczykiem postrzelonym przez żołnierza. „Ból będzie prześladował mnie całe życie”