Barbara Skrzypek zmarła wskutek niewydolności krążeniowej po rozległym zawale serca. Po pierwsze, sam mam dość dużo smutnych doświadczeń. Byłem wielokrotnie przesłuchiwany w różnych prokuraturach, w różnym charakterze (świadek, niesłusznie podejrzany, oskarżony, poszkodowany), i z pełnomocnikami i bez. Nigdy nie było to niestresujące doświadczenie. Ale też: „Nikt nam nie obiecywał, że życie będzie lekkie. I słowa tego dotrzymał”. Nie mojego autorstwa, ale trafne.
Po drugie, mój ojciec też zmarł wskutek rozległego zawału, więc mam pewien dystans do tego, jak medycyna pomaga i jak cenne jest ludzkie życie.
Ojciec całe życie nie za bardzo dbał o zdrowie, dużo palił i prowadził dość nerwowy tryb życia z uwagi na stresującą pracę na stanowisku kierowniczym w czasach komunistycznych, a do partii nie należał. Niewątpliwie był przemęczony, gdy w środku zimy stulecia, po wielogodzinnej podróży publicznymi środkami komunikacji – koleją – z jednego końca kraju na drugi, musiał załatwić kolejną niezałatwialną w komunizmie sprawę dla zakładu, w którym kierował transportem. Tego przemęczenia wysiłku i stresu nie wytrzymało serce. Jednak rodzina zajęła się pogrzebem, a nie pretensjami do kolejarzy za to, że nie odśnieżyli torów i pociągi pełne pasażerów całymi nocami stały w szczerym polu.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.