Przypomnijmy, 4 stycznia 2018 roku Ryszard Czarnecki stwierdził, że Róża Thun poprzez udział w reportażu krytycznym wobec polskiego rządu „wystąpiła w roli donosicielki na własny kraj”. Polityk porównał ją także do szmalcowników z czasów II wojny światowej i uznał, że członkowie ugrupowań opozycyjnych „mają tradycję” przedstawiania w złym świetle swojej ojczyzny.
Sprawa wzbudziła liczne kontrowersje, 11 stycznia przewodniczący Europejskiej Partii Ludowej w imieniu całej grupy parlamentarnej zwrócił się do Antonio Tajaniego o wyciągniecie konsekwencji wobec europosła. „Skandalicznym” określił zachowanie polityka szef Porozumienia Liberałów i Demokratów na rzecz Europy Guy Verhofstadt
18 stycznia Konferencja Przewodniczących PE nie podjęła decyzji o odwołaniu Czarneckiego, ale polityk najprawdopodobniej straci w nim swoje stanowisko wiceprzewodniczącego. Już wcześniej domagali się tego liderzy socjalistów, chadeków, zielonych oraz liberałów. Zgodnie z zasadą podziału stanowisk, po odwołaniu Czarneckiego funkcję wiceprzewodniczącego powinien otrzymać któryś z eurodeputowanych grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, a więc Polak, ewentualnie Brytyjczyk. W tej kwestii swój własny plan ma Guy Verhofstadt, szef grupy liberałów. Chce on przedstawić swojego kandydata, licząc ze otrzyma on więcej głosów ze środowiska lewicowo-liberalnych europosłów niż następca Czarneckiego, którego wskazaliby konserwatyści.
Janusz Zemke z SLD zapewnił, że będzie przekonywać swoją grupę, aby Polska nie utraciła ważnego stanowiska w PE. Zdaniem innego z polityków, wystawienie Czarneckiego ponownie to „strzał w stopę” dla konserwatystów i nowy kandydat powinien cechować się neutralnością.