Ryszard Czarnecki przyznał, że „liczył się z odwołaniem”. Podkreślił, że miał pewne sugestie, żeby „przeprosił, pokajał się publicznie” i wtedy zachowa stanowisko. – Jednak uznałem, że chcę dalej patrzeć sobie w twarz w lustrze i nie będę się wyrzekał swoich poglądów – stwierdził. – Mając do wyboru wpływowe stanowisko, a walczenie o nie poprzez posypanie głowy popiołem, wybieram wierność przekonaniu, że Polski nie obraża się za granicą dla interesu partyjnego. Nie mogę zaprzeczyć samemu sobie. To przejaw elementarnej wierności własnemu państwu, z pełną świadomością konsekwencji – dodawał Czarnecki.
Czarnecki przekonywał, że Parlament Europejski „nie może być sędzią, prokuratorem, który stawia w stan oskarżenia i rozstrzyga sprawy krajowe”. – Tak nigdy nie było. To jest niebezpieczny precedens – zabranie pewnych kompetencji z Polski do Unii Europejskiej – uważa. – Ci politycy PO i PSL, którzy zażądali tajnego głosowania aby ukryć to, że głosowali za odwołaniem polskiego wiceprzewodniczącego PE, musieli mieć świadomość, że Polak wcale nie musi być wybrany ponownie na to stanowisko – uznał.
Manipulacja regulaminem
Czarnecki pytany był o manipulacji regulaminem, o którym mówił przed głosowaniem. – Do tej pory bowiem była mowa, że potrzeba 2/3 głosów obecnych na sali, aby kogoś odwołać ze stanowiska. Dzień wcześniej ustalono jednak, że odlicza się głosy wstrzymujące, które wcześniej zawsze były liczone jako wyraz braku poparcia dla wniosku. Tym razem te głosy zostały wzięte pod uwagę przy tworzeniu kworum, ale do 2/3 liczono jedynie te”za” i”przeciw” – podkreślił.
Polityk mówił ponadto, że bez jego wiedzy grupa posłów PO i PSL zażądała głosowania tajnego. Według Czarneckiego miało to na celu ukrycie faktu, że „PO i PSL głosowało przeciwko polskiemu wiceszefowi ważnej unijnej instytucji”.
Przyszłe plany
Pytany o przyszłe plany zdradził, że zamierza nadal być czynny w polityce międzynarodowej, jednak jeśli chodzi o „odleglejszą przyszłość, to już decyzja prezesa Jarosława Kaczyńskiego”.
W środę 7 lutego polityk Prawa i Sprawiedliwości Ryszard Czarnecki został odwołany ze stanowiska wiceprzewodniczącego Parlamentu Europejskiego. Za jego odwołaniem głosowało 447 europosłów, a 196 było przeciwnego zdania. Ryszard Czarnecki był jednym z 14 wiceprzewodniczących PE i drugim obok Bogusława Liberadzkiego Polakiem pełniącym tę funkcję.
Apel o odwołanie Czarneckiego
W czwartek 11 stycznia przewodniczący EPP w imieniu całej grupy parlamentarnej zwrócił się do szefa PE Antonio Tajaniego o wyciągnięcie konsekwencji wobec Ryszarda Czarneckiego. O odwołanie Czarneckiego zaapelowali także blisko przed miesiącem szefowie czterech frakcji – centroprawicy (m.in. PO), centrolewicy (m.in. SLD), zielonych i liberałów. Do tego obozu szybko dołączyła piąta, mocno lewicowa frakcja GUE/NGL.
„Pani von Thun und Hohenstein”
Europoseł PiS ściągnął na siebie krytykę po nazwaniu eurodeputowanej PO „szmalcownikiem”. – Pani von Thun und Hohenstein wystąpiła w roli donosicielki na własny kraj, co nie jest tak bardzo zaskakujące skoro wiadomo, że wcześniej była ambasadorem UE w Polsce, a więc reprezentowała interesy Unii, a potem ruchem konika szachowego przeskoczyła na funkcję europosła z Polski, reprezentującego rzekomo Polskę w Brukseli – stwierdził polityk. – Wydaje jej się, że cały czas czuje się przedstawicielem UE w Polsce, a nie odwrotnie – dodał.