Klasyka politycznego PR-u podsuwa na kryzysy prostą receptę: wrzucić coś, co przykryje problem i skutecznie odwróci od niego uwagę. Uciec do przodu. Ewentualnie zwalić winę na poprzedników. PiS, zapowiadając od wielu miesięcy, że wkrótce ogłosi swoich kandydatów na wybory samorządowe, najpierw samo napompowało balon. Dzisiaj prezes nagle spuścił z niego powietrze – wyliczając nazwiska w czasie ekspresowej prezentacji w siedzibie partii na Nowogrodzkiej. Bez konwencji, owacji, baloników i wyliczania zasług. I oczywiście bez możliwości zadawania pytań. Jarosław Kaczyński sam przyznał, że w przypadku niektórych kandydatów przymiarki trwały do ostatniej chwili. Ostatecznie w Warszawie postawił na Patryka Jakiego – to ruch o tyle politycznie pragmatyczny (miał najwyższe noty w badaniach), co ryzykowny. Wszak gdyby Jaki wygrał wybory w stolicy, Zbigniew Ziobro zyska potężny i niezależny ośrodek swoich wpływów. Kandydatami nie zostali współpracownicy Morawieckiego z KPRM – ani Michał Dworczyk, ani rzeczniczka rządu Joanna Kopcińska, która według pierwotnych przymiarek miała startować w Łodzi.
Ta prezentacja nieprzypadkowo zbiegła się w czasie z konstytucyjną imprezą prezydenta Andrzeja Dudy. Wiadomo, że PiS nie pała entuzjazmem do inicjatywy prezydenta. Zapewne chodziło także o to, by na majówkę kandydaci mogli już ruszyć w kraj.
Przede wszystkim jednak, trudno nie odnieść wrażenia, że partia władzy zajmuje się sama sobą w czasie, gdy nie chce zajmować się poważniejszym problemem. Po fiasku rozmów minister Elżbiety Rafalskiej z rodzicami niepełnosprawnych, kolejny dzień trwa w sejmie protest. PiS próbował w tej sprawie kolejnych siermiężnych zagrywek i popełnił już większość możliwych błędów – dyskredytując protestujących, pływając na tratwach, próbując rozgrywać środowisko, wreszcie uniemożliwiając protestującym wzięcie udziału w pracach komisji. Wcześniej zaś napompował oczekiwania zapowiedziami kolejnych pieniędzy dla różnych grup, wyprawką plus i okrasił to wszystko awanturą o nagrody, „które im się należały”. Dodając, że finanse publiczne mają się świetnie. Po czym z poważną miną przekonuje: na roszczenia dla słabszych nie ma już pieniędzy, no chyba że zrzucą się podatnicy.
Brzmi jak case na zajęcia: wszystkie wpadki niedouczonych PR-owców, czyli jak unikać błędów w polityce.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.