Małgorzata Gosiewska jest wśród grupy polityków, którzy są na misji obserwacyjnej w Gruzji, gdzie odbyła się pierwsza tura wyborów prezydenckich. W drugiej turze zmierzą się Salome Zurabiszwili i Grigol Waszadze.
Posłanka PiS zaznacza, że pomimo gorszych niż w poprzednich wyborach warunków, Gruzini pokazali, że „wygrała demokracja”. Gosiewska przyznaje przy tym, że było wiele niebezpiecznych sytuacji, gdzie jako obserwatorzy, czuli się zagrożeni i bali się o swoje życie. – Do jednego z lokali wyborczych wtargnął bandyta z tatuażami i próbował wyrwać mi identyfikator. Jego koledzy, którzy stali kilka metrów dalej, pokazywali, co mogą mi zrobić. Takich sytuacji Gruzini doświadczają codziennie. Proszę sobie wyobrazić, pod jaka presją idą do urn wyborczych – opowiada Gosiewska. Jak mówi, przy lokalach wyborczych byli co prawda policjanci, jednak interweniowali dopiero, gdy doszło do bójki.
Gosiewska mówi tez, że dochodziło do fałszowania głosów. – Byłam w rejonie, który zamieszkiwała mniejszość azerska. Jest wymóg, że w miejscach, gdzie przebywa dana mniejszość, spis wyborców powinien być w języku tych mniejszości. A był napisany po gruzińsku. Obywatele się w tym pogubili, co wykorzystali agitatorzy, którzy narzucali im, na kogo mają głosować. Dochodziło również do kupowania głosów, w co zaangażowano nawet dzieci. – mówi.
Czytaj też:
Księżniczka zrzekła się tytułu dla ukochanego. Wyszła za człowieka z gminu