Za pięć miesięcy odbędą się wybory do Parlamentu Europejskiego. Partie polityczne przygotowują więc listy, a kandydaci starają się zająć na nich jak najwyższe miejsca. Według ustaleń portalu Fakt.pl, w obozie partii opozycyjnych przez kilka dni po Nowym Roku trwały rozmowy w tej sprawie. Największą wagę przywiązywano do obsadzenia tak zwanych „jedynek” i „dwójek” na listach.
I tu pojawił się problem. Podobno zarówno była premier Ewa Kopacz jak i były prezydent Bronisław Komorowski chcą startować z pierwszego miejsca w Warszawie. Jak podaje portal Fakt.pl, Grzegorz Schetyna chciałby, żeby to Bronisław Komorowski otwierał listę, jednak obawia się reakcji Ewy Kopacz, która wtedy „zacznie w mediach opowiadać, co dzieje się w Platformie”.
Polityk związany z PO poinformował, że w wyborach do Parlamentu Europejskiego chcą startować również między innymi: Radosław Sikorski, Dariusz Rosati, Bartosz Arłukowicz, Henryka Bochniarz oraz Róża Thun, a także politycy z PSL-u: Jarosław Kalinowski, Krzysztof Hetman, Andrzej Grzyb.
Wielka koalicja opozycji w wyborach?
Na początku grudnia 2018 roku informowaliśmy, że partie opozycyjne zaczęły nieformalne rozmowy w sprawie wspólnego startu w wyborach do Parlamentu Europejskiego oraz parlamentarnych w 2019 roku.
Dyskusje miały się toczyć w trójkącie PO-Nowoczesna-PSL. Według dziennikarzy Onetu rozmowy nie były łatwe, ponieważ spory dotyczyły zarówno kwestii tak fundamentalnych jak program koalicji (część ludowców sprzeciwia się sojuszowi z jak twierdzą „lewakami z Nowoczesnej”), jak i bardziej błahych jak nazwa potencjalnej, koalicyjnej formacji.
Czytaj też:
Siemoniak o pomyśle Nowackiej: PO nie pójdzie na wojnę z Kościołem