Ryszard Legutko, posiadający tytuł profesora filozofii europarlamentarzysta, pojawił się w Stanach przy okazji promocji swojej nowej książki „The Demon in Democracy”. Pisze w niej m.in. o tym, że zachodnia demokracja jest podatna na podążanie w kierunku totalitaryzmu. W Middlebury College miał wygłosić wykład zatytułowany „Demon w demokracji: totalitarne pokusy w wolnych społeczeństwach”.
Pomysł z zaproszeniem polskiego polityka nie spodobał się jednak części studentów i wykładowców. W liście otwartym do władz uczelni domagali się oni odwołania wydarzenia, nazywając poglądy Legutki homofobicznymi, rasistowskimi, ksenofobicznymi i mizoginistycznymi. Zwracali uwagę, że Legutko krytycznie odnosi się do takich zjawisk jak wielokulturowość, feminizm czy homoseksualizm.
Władze uczelni ostatecznie ugięły się pod naciskami ze strony niezadowolonych środowisk i na kilka godzin przed planowanym wykładem poinformowały o jego odwołaniu. Tłumaczyli to kwestiami bezpieczeństwa. Legutko został jednak zaproszony przez jednego z profesorów na swoje seminarium, gdzie przed grupą około 40 studentów przedstawił swoje poglądy. Przyznał, że spodobało mu się „przeszmuglowanie go” na teren szkoły.
Legutko całą aferę podsumował stwierdzeniem, że na amerykańskich uczelniach jest „coraz mniej wolności słowa”. Postawę władz Middlebury College określił jako „tchórzliwą”, a zarzuty wysuwane pod jego adresem skwitował określeniem – „litanie lewicowych bojówkarzy”.
Czytaj też:
Ryszard Legutko mówi o strajku nauczycieli. Padło pytanie o siostry Godlewskie