W czwartek 30 maja 2019 roku, tuż po północy, izraelscy deputowani podjęli decyzję o samorozwiązaniu wybranego w kwietniu Knesetu. Za takim rozwiązaniem głosowało 74 polityków, 45 było przeciwnego zdania. Kolejne wybory zostaną przeprowadzone 17 września. W środę 29 maja upłynął ustawowy termin sformowania koalicji rządzącej. Jak podaje „The Wall Street Journal”, Benjamin Netanjahu, któremu została powierzona ta misja, zawiódł.
Na zorganizowanej konferencji prasowej premier Izraela zapowiedział, że Likud – partia, na której czele stoi – wygra wybory. Jak informuje „The Wall Street Journal”, decyzja o samorozwiązaniu parlamentu i rozpisaniu nowych wyborów w tak krótkim czasie od ich przeprowadzenia, jest decyzją bez precedensu w historii Izraela.
Natanjahu: Jest dużo czasu
Dlaczego negocjacji w sprawie utworzenia koalicji nie udało się zakończyć sukcesem? Premier Izraela na początku tygodnia informował, że jeszcze „jest dużo czasu”. Dodał, że potrzeba „dobrej woli”, a wtedy sytuację „można rozwiązać w dwie minuty”. Przekonywał wówczas, że zamierza zrobić wszystko, co możliwe, by utworzyć koalicję, a co za tym idzie uniknąć przeprowadzenia wyborów, które będą kosztowały miliony. Netanjahu za samorozwiązanie Knesetu wini m.in. Libermana, który jak opisują izraelskie media – ma duże polityczne ambicje. Podobno polityk w przyszłości chce zastąpić obecnego premiera Izraela i zostać liderem prawicy.
Czytaj też:
Boris Johnson nie zostanie premierem Wielkiej Brytanii? Musi się tłumaczyć przed sądem