Uśmiechy, uściski dłoni, kurtuazyjne komentarze – przekaz ze spotkania Donalda Trumpa i Kim Dzong Una w strefie zdemilitaryzowanej na granicy Korei Północnej i Południowej był wyjątkowo harmonijny. Amerykańskie media donoszą jednak, że za kulisami rozegrała się prawdziwa walka, by te obrazki poszły w świat. Na drodze części dziennikarzy, w tym osób zatrudnionych do obsługi prasowej wydarzenia przez administrację Trumpa, stanęła bowiem północnokoreańska ochrona. Wtedy wkroczyła rzecznik Białego Domu.
Jak donosi m.in. agencja Associated Press i telewizja Fox News, Stephanie Grisham interweniowała, gdy członkowie ochrony Kim Dzong Una usiłowali zagrodzić przejście pracownikom mediów, którzy spieszyli się, by zrobić zdjęcia i nagrać powitanie prezydenta USA i przywódcy Korei Północnej. By im to umożliwić, rzecznik Białego Domu fizycznie natarła na ochroniarza i – jak relacjonują świadkowie – ucierpiała w tym zdarzeniu.
Dziennikarka agencji Bloomberg Jennifer Jacobs opisywała na Twitterze, że jeśli chodzi o obsługę prasową wydarzenia – panował chaos, a pracownicy mediów z USA i Korei wrzeszczeli na siebie nawzajem i utrudniali sobie pracę. Do tego doszła „nadgorliwa” ochrona północnokoreańskiego przywódcy. Jim Acosta z CNN wprost pisał, że z jego informacji wynika, że Stephanie Grisham „wdała się w bójkę” z Koreańczykami, by umożliwić Amerykanom pracę. „Grisham była trochę posiniaczona” – stwierdził dziennikarz.
twittertwitterCzytaj też:
Donald Trump i Kim Dzong Un przekroczyli granicę Korei Płn. Padło zaproszenie do Białego Domu