Organizatorom protestu, Obywatelskiemu Frontowi Praw Człowieka, odmówiono zgody na marsz przez miasto, ale policja zezwoliła na niedzielną demonstrację w Victoria Park. Po oficjalnym zakończeniu manifestacji część jej uczestników zablokowała ulicę Harcourt Road, jednak demonstranci rozeszli się po ostrzeżeniach ze strony policji i nie doszło do starć.
Jak podają zachodnie media, w proteście wzięły udział setki tysięcy mieszkańców Hongkongu. Organizatorzy mówią o 1,7 miliona, ale policja twierdzi, że ludzi było „jedynie” 128 tys. Frekwencja pokazała, że ruch nadal cieszy się szerokim poparciem, pomimo brutalnych scen, które miały miejsce w ostatnich dniach, kiedy protestujący zajęli miejscowe lotnisko.
– Mówili wszystkim, że wywołujemy zamieszki. Dzisiejszy marsz ma pokazać wszystkim, że to nieprawda –– powiedział dziennikarzom Reutersa 23-letni Chris – To nie znaczy, że nie będziemy dalej walczyć. Zrobimy wszystko, co konieczne, aby wygrać, ale dzisiaj robimy sobie przerwę – dodał
Chiny, które w pobliskim Shenzhen zgromadziły liczne siły, któe mogą być wykorzystane do tłumienia demonstracji, porównały protesty do działalności terrorystycznej. Pekin ostrzegał, że „nie będzie siedział i patrzył”, jeśli rząd Hongkongu straci kontrolę nad sytuacją.
Protesty w Hongkongu
Trwające od kwietnia protesty przeciwko projektowi zmian w ustawie ekstradycyjnej, pozwalającej na przekazywanie mieszkańców Hongkongu do Chin kontynentalnych, pogrążyły region autonomiczny w największym kryzysie politycznym od jego przyłączenia do Chin w 1997 r. Pod presją masowych demonstracji władze zawiesiły prace nad projektem, ale nie wycofały go całkowicie, czego domagają się protestujący. Kontrowersyjna ustawa wzbudziła obawy międzynarodowych organizacji o wolność i prawa człowieka w Hongkongu.
Czytaj też:
Trump: Chiny przesuwają wojsko pod granicę z Hongkongiem